Element bielizny, narzędzie tortur i symbol kobiecej opresji. Zapierały dech w piersiach - nie tylko metaforycznie. Gorsety, w szczególności gorsety epoki wiktoriańskiej, zdążyły w ciągu ostatniego stulecia okryć się złą sławą. Oskarża się je o bycie powodem, dla którego cierpiały miliony kobiet z różnych klas społecznych na przestrzeni wieków. Jak było naprawdę? I czy, gdyby gorsety nie wyszły z użytku, wynik I wojny światowej mógłby być inny?

Żeby lepiej zrozumieć, dlaczego współcześnie demonizujemy gorsety, musimy cofnąć się do XVI wieku, kiedy na dobre rozpoczęła się ich era. Wystarczy spojrzeć na któryś z portretów Elżbiety I, aby zrozumieć, jak ważne było nadanie sylwetce odpowiedniego kształtu. Obszerna spódnica na stelażu, wielkie, bufiaste rękawy i kryza wokół szyi stanowiły przeciwieństwo dla prostego i wąskiego tułowia. Nie bez znaczenia jest okres, w którym taki ubiór funkcjonował. Czas gwałtownych przemian religijnych i reformacji był momentem, kiedy chwytano się wszelkich środków, aby podkreślić swoją pobożność - szczególnie, jeśli byłaś królową Anglii. Kobieca figura miała przypominać krzyż. Być stała, dostojna i przywodzić na myśl wspaniałość Boga. Aby osiągnąć ten cel, kobiety zakładały gorsety wykonane z wielu warstw materiałów usztywnianych żywicą. Wraz z mijającymi dekadami pojawiały się nowe sposoby na stworzenie stelaża dla sylwetki - wszywano cienkie metalowe pręty albo kawałki drewna. Prawdziwą rewolucją w tej dziedzinie było jednak odkrycie, że do stworzenia użytecznego i wygodnego gorsetu perfekcyjnie nadają się wielorybie fiszbiny. Dość powiedzieć, że w ciągu następnych trzech wieków praktycznie wytrzebiono kilka gatunków. Z pomocą wielkim ssakom przybyła rewolucja przemysłowa, która wiązała się z nowymi sposobami produkcji odpowiednich materiałów. Biedne nie wiedziały, że było to tylko preludium do katastrofy ekologicznej, jaka będzie je czekać.

W XVIII wieku nieco zmieniło się podejście do ludzkiego ciała. Czas kobiet-krzyży dawno minął i zastąpiło go przekonanie o wyższości natury. Nie pisałabym jednak tego artykułu, gdyby postanowiono wtedy odrzucić gorsety jako relikt przeszłości. Pożądano naturalności, ale jednocześnie żywiono przekonanie, że najperfekcyjniejsze dzieła tworzone są ręką ludzką. Konkluzją idącą za tymi spostrzeżeniami były działania mające za zadanie okiełznanie natury, porównywalne do przycinania gałązek albo stosowania odpowiednich konstrukcji, aby drzewko rosło w konkretnym kierunku. Gorsety zaczęły być noszone przez dzieci, dziewczynki i chłopców, aby nadać ich sylwetkom odpowiednia postawę i nauczyć właściwego sposobu poruszania się. Ich wygląd był jednak kompletnie inny od obrazu, jaki tworzy się w naszej głowie. Nie ściskały talii, a delikatnie opinały tułów, nie formowały kręgosłupa w wymyślne kształty, a przyzwyczajały go do bycia wyprostowanym. Celem tych zabiegów było ukształtowanie prawidłowej sylwetki i wykształcenie ruchów pełnych wdzięku i elegancji nawet po zdjęciu gorsetu. Rozpoczynanie tego w wieku dziecięcym było korzyścią. Skolioza z pewnością nie dotykała osób noszących gorsety.

Z drobną przerwą w postaci czasów rewolucji francuskiej i epoki regencyjnej w Anglii, kiedy to noszono lekkie, zwiewne suknie, w których talia była zaznaczona tuż pod biustem, co nie stwarzało konieczności ciasnego oplatania sylwetki, gorsety z impetem powróciły do mody w czasach epoki wiktoriańskiej, aby pozostać tam przez następne 80 lat. To właśnie w XIX wieku przybrały one kształt, jaki znamy do dziś. I właśnie wtedy zaczęła szerzyć się dezinformacja.

Na początku trzeba ustalić sobie kilka faktów. Po pierwsze, obrazy kłamią. Nasza wiedza na temat wyglądu kobiety w historycznym gorsecie jest ukształtowana przez liczne rysunki i portrety epoki. W czasach, kiedy każda suknia była jedyna i niepowtarzalna, pojawiły się pierwsze magazyny modowe. Kobiety mogły dzięki nim zdecydować się na konkretny krój, kolor i ozdoby sukni. Wiele z owych magazynów przetrwało do dziś, a nie ulega wątpliwości, że osoby za nie odpowiedzialne chciały, żeby wizerunki przedstawionych na nich kobiet były bez skazy. Wyszczuplanie talii do absurdalnie małych rozmiarów było więc częstą praktyką. Podobnie malarze starali się przedstawić w jak najkorzystniejszym świetle swoją klientkę, bo, jak wiadomo, zadowolenie z wykonanej usługi równa się większej zapłacie. Schody zaczęły się w momencie wynalezienia fotografii, ale nie było to nic, czego umiejętny fotograf nie mógł przeskoczyć. W powszechnej świadomości nie ma informacji o tym, że photoshop nie jest wymysłem XXI wieku. Manipulowanie zdjęciami też nie. Techniki z pewnością były inne, ale efekt identyczny - perfekcyjność kobiecej sylwetki.

Po drugie, istnieje różnica pomiędzy noszeniem gorsetu, a wiązaniem go do granic wytrzymałości. Przypadki, kiedy kobieta bardzo mocno redukowała rozmiar swojej talii były odbierane przez społeczeństwo jako szokujące i nie odbiegały od współczesnych reakcji na zdjęcia osób będących w stanie objąć się w pasie obiema dłońmi. W rzeczywistości, średnia szerokość talii około roku 1866 wynosiła od 71 do 73 centymetrów, co zostało stwierdzone po przeprowadzeniu badań na setkach sukni w Muzeum Mody w Bath, podczas gdy współcześnie noszony rozmiar XS ubrań jest dopasowany do talii szerokości około 63 centymetrów! Warto zaznaczyć, że większość oryginalnych, dziewiętnastowiecznych sukni, które przetrwały do dziś, mają dość wąską talię. Powód, dość prosty i prozaiczny, znajduje się w tym, że te suknie były rzadko noszone. Podobnie jak w dzisiejszych czasach, kiedy kupujemy suknię ślubną lub studniówkową, po czym odwieszamy ją do szafy po jednym dniu noszenia, tak i wtedy ubrania drogie i przywołujące sentyment były pozostawiane jako pamiątka. Nie bez znaczenia jest również to, że kobiety, którym były one dedykowane, decydowały się na bycie ciasno związanymi tylko na ten jeden, wyjątkowy dzień lub - po pewnym czasie - przybierały na wadze.

Skoro więc te gorsety wcale nie były takie straszne, skąd wzięły się wszystkie mity na ich temat? Skoro nosili je wszyscy, kobiety, dzieci, a nawet dorośli mężczyźni, dlaczego zyskały taką złą opinię? Początku demonizacji gorsetów należy dopatrywać się wtedy, kiedy zaczął rozwijać się ruch sufrażystek. Kobiety, które pragnęły większych praw, nie chciały równocześnie rezygnować ze swojej kobiecości, która wtedy wiązała się z noszeniem gorsetu, aby bardziej eksponować swoje atuty i nadawać sukniom odpowiedniego kształtu. Wiele z nich uważało ówczesną modę za elegancką i stosowną i nie miały zamiaru rezygnować z niej na rzecz idei, która jest z nią kompletnie niezwiązana. Sufrażystki pojawiły się w czasach, kiedy jedyną formą ekspresji, na jaką mogła sobie pozwolić kobieta był ubiór. W filmie ,,Księżna” reżyserii Saula Dibba tytułowa bohaterka podsumowuje to prostymi słowami: ,,Mężczyzna może wyrazić siebie na wiele sposobów. Nam zostają nasze kapelusze i suknie.” Nic dziwnego, że starano się uczynić je tak strojnymi, jak to tylko było możliwe. Niestety, stanowiło to doskonały argument dla przeciwników sufrażyzmu. Każda okazja, aby ośmieszyć, ich zdaniem, niekonsekwentne kobiety, była dobra. Powstały wtedy dobrze znane nam karykatury przedstawiające damy będące ściskane podczas wiązania gorsetów, zapierające się rękami i nogami, aby osiągnąć jak najwęższą talię. Najdotkliwszy cios spadł na kobiece gorsety od strony rozwijającej się medycyny. Lekarze - mężczyźni - nawoływali do zdjęcia gorsetów pod pretekstem ochrony kobiecego zdrowia. Pisali prace na temat szkodliwości sznurowania talii, popierając je dowodami w postaci badań, których ówczesny stan wiedzy nie pozwalał przeprowadzić. Ich zdaniem, noszenie gorsetów mogło powodować wiele poważnych schorzeń, w tym bezdech, krwotoki wewnętrzne, nowotwory, przemieszczanie się narządów, histerię i - co było najbardziej nie do zaakceptowania przez wiktoriańskie społeczeństwo - rozwiązłe zachowanie. Czyniono wszelkie starania, aby ośmieszyć kobiety-hipokrytki, które żądały praw politycznych, a równocześnie dobrowolnie nosiły gorsety, które z biegiem czasu zaczęły być postrzegane jako symbol ślepego podążania za modą. Nic dziwnego, że wielu współczesnych badaczy i lekarzy częściowo podziela opinię sprzed 150 lat. Szukając informacji, natrafiają na teksty z epoki, które przedstawiają horror wiążący się z noszeniem gorsetów. Nie biorą pod uwagę szerszego kontekstu.

W rzeczywistości gorsety nie były śmiercionośnymi narzędziami. Gdyby tak w istocie było, czy mielibyśmy dziś do czynienia z wszelkiej maści gorsetami ortopedycznymi? Ich noszenie było zdrowe dla kręgosłupa, ponieważ zapobiegło powstawaniem schorzeń, pozwalało na unikanie garbienia, ukrywało fałdki skóry, które chciano ukryć i zapobiegało bólom pleców u kobiet z większym biustem. Nawet ciężarne nie rezygnowały z gorsetów, które uwalniały od bólu kręgosłupa i wspierały rosnący brzuch.

Mimo wszystko, nieprawdą jest, że noszenie gorsetu pozostawiało kobiece ciało w stanie nienaruszonym. Jeśli zaczęto je nosić w dzieciństwie, mogły powodować delikatne przemieszczenie się organów albo rozrost kości w trochę innym kierunku. Takie zmiany były permanentne, choć nie wpływały w żaden sposób na stan zdrowia. Gorsety, których noszenie rozpoczynano w dorosłości, nie wywoływały żadnych trwałych deformacji, natomiast skutkiem niekoniecznie dobrym dla organizmu był brak możliwości oddychania przeponą, a co za tym idzie - mniejsze dotlenienie organizmu, choć wielu współczesnych badaczy sprzeciwia się takiej teorii. Gdyby się głębiej zastanowić, to, nawet dziś, większość osób ogranicza się do oddychania płucami. Jest to dla nas bardziej naturalne, bo nieświadome. Dalej, większość kobiet noszących gorsety uważały je za pogromcę bólu, błogosławieństwo, którego musiały się pozbawiać, idąc spać. Długotrwałe noszenie gorsetu powodowało bowiem zanik mięśni, które, niepotrzebne, przestawały funkcjonować. W pewien sposób nakręcało to niewidzialne koło, które zmuszało kobiety do noszenia gorsetów z powodu bólu mięśni, który był spowodowany noszeniem gorsetu. Wiktoriańska kobieta nie byłaby w stanie robić brzuszków.

Gorsety nie były złe, ale wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, jak kłamstwo powtarzane wielokrotnie staje się prawdą. Rozwój prasy i filmu nie zatrzymał koła pomówień, a tylko bardziej je nakręcił. Obecnie, po 90 latach od momentu odrzucenia gorsetów, przekonanie o ich szkodliwości ma się lepiej niż kiedykolwiek. Ogromną rolę w kształtowaniu naszych wyobrażeń o tej części garderoby pełni popkultura. Przypominam sobie scenę z ,,Titanica” Jamesa Camerona, w której gorset Rose jest ciasno sznurowany przez jej matkę pouczającą córkę na temat jej obowiązku poślubienia niekochanego mężczyzny. Takie przekazy, dialogi umieszczone w podobnych momentach powodują, że podświadomie łączymy uciemiężenie kobiet z gorsetami. Nawet nasz język nie wyjaśnia sytuacji. Podczas przygotowań do napisania tego artykułu szukałam synonimów słowa ,,gorset”, które i tak pojawia się w tym tekście zbyt często. Nie znalazłam żadnego zamiennika dotyczącego ubrania, za to natrafiłam na plejadę wyrazów typu ,,kula u nogi”, ,,ograniczenie”, ,,knebel”, a nawet ,,kaganiec”! Jak możemy zmienić stan naszej wiedzy, skoro ogólna świadomość, kultura popularna i język są temu przeciwne?

Czy rezygnacja z gorsetów była właściwym krokiem? Czy dobrze zrobiono, wymieniając zanik mięśni na skoliozę? Nie nam to oceniać. Z pewnością jednak zrzucenie gorsetów wywarło wielki wpływ na kulturalne postrzeganie kobiecego ciała i stało się niejako symbolem wyrwania spod męskich rządów. I nie zapomnijmy o innych ważnych aspektach zatrzymania produkcji gorsetów. Obliczono, że dzięki zmianie mody w okolicach I wojny światowej udało się zaoszczędzić 28 000 tys. ton stali, które mogły posłużyć na budowę dwóch wielkich statków walczących na froncie, a wcześniej były przeznaczane na wytapianie prętów wszytych w gorsety. Możliwe, że późny ruch sufrażystek przyczynił się do wygrania wojny przez państwa ententy.


Lady Makbet