Z. Beksiński "Pełzająca śmierć"



Na pewno wielu z Was kojarzy artystę, o którym dzisiaj napiszę, a jeśli nie znacie samego artysty, to zapewne zetknęliście się z jego sztuką. Sztuką, a w zasadzie swoistym światem, który sam tworzył przez wiele lat, nie tylko jako malarz, ale także grafik, fotograf. Jako osoba, która nie tak dawno temu zaczęła swoją przygodę z malarstwem, muszę powiedzieć, że jestem fanką nie tylko wizualnej strony obrazów Beksińskiego, ale też i technik, które stosował i koncepcji z którymi igrał w różniących się pracach, dziełach.

Co do początków Beksińskiego - myślę, że warto wspomnieć o fotograficznej twórczości artysty i wczesnym okresie twórczości, które mocno ukształtowały jego styl i przyczyniły się do tego, że stał się dzięki swoim pracom tak rozpoznawalnym i cenionym na świecie artystą. “Etapów” twórczości artysty mamy parę, gdyż początkowo zajmował się fotografią, która interesowała go od lat studenckich (mając 33 lata zdobył uznanie jako twórca fotogramów), w latach późniejszych tworzył abstrakcyjne obrazy-reliefy, będące odmianą malarstwa materii, a od końca lat 60. tworzył rysunki węglem i kredkami, będące monochromatyczną odmianą jego równoległej twórczości malarskiej. Z kolei od 1974 zajmował się niemal niepodzielnie malarstwem. Jako fotograf z początku lat 60. był on kontrowersyjną postacią (szokowanie odbiorców to dla mnie rzecz idąca w parze z tym artystą), gdyż już na początku swojej twórczej ścieżki kwestionował wszelkie wartości artystyczne, głównie z kręgu surrealizmu francuskiego – fotograficznego i malarskiego. Sprawiło to, że do pewnego stopnia ośmieszył tendencje modernistyczne, do których starał się nawiązać. Uważał także, że sztuka nowoczesna na całym świecie kończy się, a rozpoczyna etap "nowej klasyki" wykorzystujący syntezę różnych, uważanych do tej pory za sprzeczne, kierunków artystycznych, co przecież także w jego całej twórczości można prześledzić. Jego dorobek fotograficzny liczy sto kilkadziesiąt fotografii i należy do najważniejszych osiągnięć fotografii polskiej XX wieku, będąc prekursorskim body-artu, konceptualizmu i sztuki fotomedialnej.
 
Jednak w pewnym momencie dla artysty, który bawił się wizjami, ukazywał płynność i przenikanie się szeroko pojętej sztuki, fotografia przestała być formą, w której całkowicie może się wyrazić: Beksińskiemu przeszkadzały ograniczenia medialne fotografii i niemożność ingerencji w otrzymany pozytywowy obraz. Wtedy też oddał się malowaniu; ukazywaniu w swoich obrazach różnych wizji, które jak sam określił, były “fotografowaniem snów”. Malował świat po katastrofie, naznaczony piętnem śmierci i rozpadu. Większość obrazów ukazuje zdeformowane postacie, szkielety, krzyże czy obiekty budowlane w płomieniach. Beksiński przywiązywał szczególną wagę do subiektywnych wrażeń – nie do oczywistych obrazów i zjawisk, które potrafimy nazwać. Moim zdaniem przedstawiał dwa różne światy pozaziemskie: z jednej strony, wieczne życie z Bogiem, a z drugiej strony świat metafizyczny, wykreowany przez siebie samego. Świat zagłady i upadku człowieka, w którym zwycięża śmierć (co według mnie dobrze ukazuje obraz “Pełzająca śmierć”).

Był on artystą, który pomimo ukazywania odbiorcom różnych wizji metafizycznego świata nie narzucał interpretacji - co tłumaczy, dlaczego duża część jego obrazów (i nie tylko) nie została zatytułowana. Akcentował także w ten sposób swój brak zainteresowania dla literackiej strony przedstawień. Jego obrazy, jak wcześniej fotografia, fascynowały i dzieliły środowisko na zadeklarowanych entuzjastów i zgorszonych oponentów. Próbowano zdefiniować „trudną do werbalizacji tajemnicę” artysty, przez innych określaną mianem „psychotycznego wizjonerstwa”. Beksiński zaś, konsekwentnie kreując swój wizerunek – zdystansowanego do rzeczywistości mistyfikatora – nie dzielił się pozamalarskimi sferami swojej działalności.


A.S