Czyli o co chodzi z tym skinny shamingiem...

Nie wiem, czy w Waszym życiu kiedykolwiek pojawił się moment, w którym powiedzieliście do szczupłej koleżanki lub kolegi: „Wieszaku”, „Chudzielcu” albo rzuciliście komentarzem: „Zjedz coś”. Nie? - to super. Tak? - to koniecznie czytajcie dalej. 
Być może zastanawiacie się, dlaczego zaczynam temat z serii „Body positivity” od osób szczupłych. W czym rzecz? Przecież to modne, dobrze jest, jak masz smukłą sylwetkę, przerwę między udami, płaski brzuch i wystające obojczyki. A jednak nadal wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że dla drobniejszych ludzi bardzo uciążliwe jest wieczne przypominanie im o tym, że nie pasują, że coś jest z nimi nie tak i że na pewno są anorektykami. Zaskakujące jest jednak, że anoreksję może mieć też osoba gruba. Dobrze słyszeliście. -  G R U B A. Tak samo nieraz użyję słowa „chuda”, gdyż nie definiuję osób przez wzgląd na ich budowę ciała, szanujmy się. Ale, żeby nie odlecieć zbyt daleko od tematu. Dane mi było usłyszeć wielokrotnie, że nic nie jem. Jednocześnie w środku mnie panował chaos wynikający z faktu, że trudno było mi poczuć, że jestem wystarczająca, że nie muszę się zmieniać i jeśli nie mam ochoty, to nie muszę jeść (oczywiście nie głodząc się!).
Określani , jak ktoś wygląda w każdym możliwej sytułacji jest czymś, czego robić po prostu nie wypada. W naszej kulturze, mam wrażenie, wykształcił się nawyk nazywania dziewcząt z niewielkim biustem „dechami” , a chłopaków bez wielkich barków i rozbudowanej klaty “chuderlakami” i bardzo szybko zostało to uznane za zabawne albo troskliwe. I osobiście mam dość, bo w skinny shamingu właśnie to się dzieje. -Zwracanie uwagi, na to, że coś mi nie pasuje w danej osobie. Bardzo często ludzie, którzy używają body shamingu w stosunku do szczupłych, bronią się stwierdzeniami w stylu: „Przecież to z troski”. Nie. To nie wynika z żadnej troski. To po prostu z obrzydliwej potrzeby powiedzenia komuś, co z nim nie tak, kiedy wszystko z nim okej. I tak jak szanuję osoby, które zwracają uwagę na to, co się dzieje z ich znajomymi, kiedy nagle drastycznie chudną, tak nie zrozumiem nigdy w życiu formy, w jakiej niektórzy troskę okazują. Pomyślmy zatem, czy jeśli jestem zdrową, ale szczupłą osobą, to czy komukolwiek daje to przyzwolenie do nazywania mnie szkieletem? 
Po tych przykładach mam nadzieję, że każdy już załapł temat. Tym samym oprowadzę Was trochę po artystach, którzy przypadkiem (a może i nie) zawarli w swoich dziełach istotę skinny shamingu. Kto słyszał słynną „Anakondę” Nicki Minaj i dotarł do outro, z całą pewnością nie przegapił fragmentu:
Yeah, he love this fat ass, hahaha!
Yeah! This one is for my bitches with a fat ass in the fucking club
I said, where my fat ass big bitches in the club?
Fuck the skinny bitches! Fuck the skinny bitches in the club!
I wanna see all the big fat ass bitches in the muthafuckin' club
Fuck you if you skinny bitches, what?! Kyuh”
I może nieco zbyt ostrymi słowami, bo wulgarność jaka bije od utworu jest dosyć rażąca, stąd brak tłumaczenia. Sam zamysł piosenki, w której duże dziewczyny mają być uznawane za seksowne i mogą się tym cieszyć, był jak najbardziej dobry. Tylko, no właśnie, coś chyba poszło nie tak?. Sama artystka komentuje, że jej celem była jedynie zachęta do kochania grubszych ciał, ale tak samo kocha ciała szczupłe i określa się jako „skinny girl”, z czego jest dumna. Szkoda tylko, że właśnie przez takie teksty wśród nas wszystkich normalizuje się pogląd, że kobieta powinna mieć duży tyłek, biust, a jednocześnie pokazane w teledysku dziewczyny wcale nie są grube. Jak? Nie wiem.
Istnieją różne powody, dla których część kobiet i mężczyzn jest „chuda”. Nieraz wynika to po prostu z ich genów albo diety. I uwierzcie mi, taka osoba bardzo dobrze wie, że jest szczupła i nikt nie musi jej o tym przypominać. Zrozumiałe jest to, że patrzymy na wygląd, jak najbardziej. Tylko dlaczego krytycznym okiem, zamiast wzrokiem pełnym miłości? Każdy przecież jest inny i nie ma w tym nic złego.
Najbardziej jednak z całego tematu drażni mnie fakt, że w każdym magazynie, Który otworzę, na instagramie, „fejsie”, czy w innych social mediach, widzę praktycznie same szczupłe dziewczyny.  Dlaczego, skoro i tak są hejtowane? Nawet sama supermodelka, Aniołek „Victoria’s Secret” – Bella Hadid zdegustowała internautów widocznymi żebrami i kośćmi biodrowymi. W dodatku, na siłę „wciskano” jej zaburzenia odżywiania. Dokąd zmierza ten świat…?
Stąd właśnie artykuł. A wracając do meritum - wiadomo już, co w trawie piszczy, więc mam nadzieję, że kiedyś świat nauczy się kochać wszystkie ciała. A jeśli chcemy okazać komuś troskę, zapytajmy, czy wszystko w porządku, po prostu. I tym sposobem dobrnęliśmy do końca moich wypocin. Następnym razem skupię się trochę bardziej na fat shamingu, bo dun dun dunnn... każde ciało jest piękne!

ffatS