Okej, muszę się Wam do czegoś przyznać. Nie lubię baroku. Nie podoba mi się literatura i poezja tego czasu. Nie interesują mnie problemy tamtych ludzi. Jeśli chodzi o filozofię to jakoś ujdzie, bywały gorsze momenty, ale tych Morsztynów, Sępów-Szarzyńskich to ja nie ścierpię. Jednak pierwsze skojarzenie jakie budzi we mnie barok, to nasza (najlepsza na świecie) polonistka, która dawno temu, w jakimś głębokim gimnazjum, ni z tego ni z owego, rzuciła w środku lekcji do mojej koleżanki z ławki:

“Gośka, ty to jesteś jak barok.

Barok?

Tak. Pełna sprzeczności”


I jak jej nie kochać. Dlatego dzisiaj będzie krótki felieton, w którym opowiem Wam o frustracji, która ostatnio urodziła się we mnie w czasie analizowania sonetu Sępa-Szarzyńskiego oraz dlaczego wstyd ssie, a Wy powinniście obejrzeć jeden australijski stand up. 

Nieregularna perła

Każdy uczeń liceum dowie się na swojej pierwszej lekcji o baroku, że ramy epoki, że nieregularna perła, że Rubens, że teatralizacja, że marność nad marnościami i sobór trydencki. I już telefony świecą się pod ławkami albo w czasie elekcji, bez żenady można przeglądać tik toki bez karcących spojrzeń facetki. Ale nie wiem czy wiecie, że dzięki temu momentowi w historii literatury, prawdopodobnie zawdzięczamy ten głęboko zakorzeniony mit, że Polak to katolik, Polska to przedmurze chrześcjaństwa, a nietolerancja jest super. Chciałabym Wam pokazać, że ciągle żyjemy w baroku. Możecie wejść z tym w polemikę, ale nie zaprzeczycie chyba, że żyjemy w świecie pełnym sprzeczności. Vanitas vanitatum, zakłócenie równowagi, pełno nieścisłości dysonanse, kontrasty, inwersje i paradoksy, oksymorony, turpizm i makabra. A przede wszystkim teatralizacja. Nauczycielka właśnie podaje przykład Ludwika XIV, który z ubierania się zrobił prawdziwy rytuał czy też spektakl, w którym uczestniczyło 100 dworzan. Ale czy my dzisiaj nie robimy podobnych szopek? Modowe blogerki pokazują wielu tysiącom innych dziewczyn co dziś założą? Kto nigdy nie wrzucił zdjęcia swojego jedzenia na instagram, niech pierwszy rzuci kamieniem. Według najprostszej definicji, teatr jest już wtedy, kiedy mamy aktora i widza, tyle. Wystarczy nadawca i odbiorca, a moje instastory ogląda codziennie prawie 100 osób. Teatr? Również typowe dla baroku jest porzucenie renesansowego ideału, klasycznej symetrii i harmonii na rzeczy dysharmonii, przesady, braku umiaru. Kto z Was wskaże mi współczesny kanon piękna? Teraz wszystko jest piękne i brzydkie. Nie ma obiektywnego piękna, tak jak w baroku. Rubensowskie kształty dalekie są od prostych linii renesansowych bogini. Dziś też (na szczęście) pozwalamy na dziewczyny o większych rozmiarach w przestrzeni publicznej i sztuce. Jednak barok odwraca się od renesansowego antropocentryzmu, a przywraca znany nam średniowieczny teocentryzm. XVII wiek był niezwykle burzliwym momentem w historii. Liczne wojny, w tym wojny religijne, prześladowania, monarchia absolutystyczna, czy też absurdy polskiej demokracji szlacheckiej. Człowiek baroku nie radził sobie z tym, przytłoczyły go odkrycia naukowe, które zmieniały perspektywy. Szukał więc oparcia w jedynej rzeczy, która wydawała mu się stała, czyli w Bogu. Po wszystkich grzechach kościoła, które doprowadziły do wystąpienia Marcina Lutra, przyszła pora na kontrreformację. Kościół znów staje do gry w pozyskiwaniu wiernych. Nie poprzestaje na pięknych, bogato zdobionych kościołach, które mają zachwycać w przeciwieństwie do prostoty protestantyzmu, czy nowego zakonu Jezuitów. O nie. Pobawmy się w inkwizycje, stosy i zbiory ksiąg zakazanych, bo przecież średniowiecze w tym zakresie widać nie wystarczyło. Do tego dochodzą wojny religijne, brak tolerancji, prześladowania. Polska wcale nie jest taka super, jak się na historii zwykło mówić. Nietolerancja, prześladowania innowierców spowodowały wygnanie Arian oraz ograniczenie praw, jak na przykład zakaz publicznych nabożeństw dla protestantów. Powstał w świadomości narodowej mit polskiego szlachcica broniącego wiary i ojczyzny jako przedmurza chrześcijaństwa. Dziękujemy panie Sobieski. Wiedeń 1768 #pamiętamy. Sarmacja, zaściankowość, ksenofobia, przekonanie o doskonałości rozwiązań ustrojowych, wzorców obyczajowych, kulturowych, zostały z nami do dzisiaj. Przeważnie w postaci naszych kolegów o łysych głowach i koszulkach z polską husarią, rzucających kostką brukową w parady równości. RÓWNOŚCI I TOLERANCJI. Polski sos katolicko-patriotyczny. Nasza rodzima martyrologia. Etos patos bigos. Ale spokojnie, będzie jeszcze romantyzm i od wzoru osobowego żołnierza-patrioty-kochanka jeszcze na długo się nie uwolnimy. Znana polska badaczka literatury romantycznej, Maria Janion pisze, że my jako naród, wciąż żyjemy na cmentarzu. To nie ja przez Disneja mam nierealną wizje mężczyzny moich marzeń, tylko przez lektury. Nie, że równe zarobki, szacunek i podział obowiązków? Nie, niech umiera za ojczyznę, tego chcą kobiety.
Ale nie to mnie irytuje w baroku najbardziej. 

Sonet IV. O wojnie, którą wiedziemy z szatanem, światem i ciałem.

Kiedy już nasz zwykły uczeń liceum przebrnie przez wstęp do epoki, to pierwsze, czym dostanie w twarz, to interpretacją sonetu Mikołaja Sępa-Szarzyńśkiego. I żeby nie było, nie zamierzam się znęcać nad autorem. Nie mam doktoratu o poetach polskiego barku, chcę po prostu przeanalizować sonet. Wolne lektury podpowiadają, że kondycja ludzka, że walka, że konflikt wewnętrzny, że vanitas, że ciało, szatan, grzech, że Bóg, zbawienie, zwycięstwo. Ale jak się głębiej wczytać, to przynajmniej dla mnie, jest to tekst o tym, jak człowiek baroku chciałby w różny sposób pofolgować ciału, tak jak ludzie renesansu, ale nie może, bo Bóg, który jest mu aktualnie oparciem, nie pozwala. W wierszu można odczuć, że ciało i wszystkie jego potrzeby jest złe, kierowane przez szatana i człowiek musi heroicznie walczyć sam ze sobą, ze swoim ciałem, a przecież człowiek nie może być bardziej sobą niż na poziomie ciała. Wszystkie całkowicie naturalne jego potrzeby są tępione. Może i Bóg jest dobrym oparciem w trudnych czasach, ale tak się składa, że jego katolickość nakłada szereg określonych obostrzeń. Jesteś miły w oczach bożych jeśli nie grzeszysz i lepiej sobie odciąć rękę, która jest ci powodem do grzechu, niż grzeszyć. A grzechy ciała to grzechy bardzo ciężkie. Bóg ma jedną wersję dla wszystkich, jedną dobrą i prawilną. Czy czujecie już może pierwszy paradoks, że jeśli człowiek został stworzony przez Boga (na jego obraz i podobieństwo do cholery), to dlaczego stworzył nasze ciała tak niedoskonałe, że są nam powodem do grzechu? Pierwszy z brzegu przykład: dlaczego jest stworzone napięcie seksualne w młodym człowieku, skoro nie może go rozładować masturbacją? Ale wtedy na szczęście instytucja kościoła przychodzi z odpowiedzią. Grzech pierworodny, czyli jak wszystko się zjebało. I już wszystko jasne, wina kobiet.

I tak sobie myślę, że jak my mamy się w ciągu kilku zaledwie lat, od kiedy pojawił się ruch body positivity, nauczyć się kochać nasze ciała, akceptować jego potrzeby, skoro mamy tak silnie zakorzenione spojrzenie. Bo wiecie, średniowiecze było już dawno. Samobiczowanie, wielogodzinne modlitwy na klęczkach już za nami, ale to myślenie cały czas jest obecne. Nie tylko w wierszach siedemnastowiecznych poetów, ale w całym naszym wychowaniu i kulturze, która nas otacza. I tu wchodzi cały na biało...
Wstyd

Tak mnie to irytuje, że cały czas żyjemy w kulturze wstydu i nie da się tego całego kulturowego procesu odwrócić od tak. Znów potrzeba czasu i lat, by ludzie po tylu wiekach pokochali swoje ciała. Ale czym jest wstyd i skąd wziął się w naszych głowach? I teraz słuchajcie, bo to jest w tym wszystkim najlepsze. Nie od dziś psychologowie są zgodni. Wstyd nie istnieje. Nie ma czegoś takiego jak wstyd. Nie jest emocją czy sposobem myślenia. Jest tylko lęk, który odczuwasz, kiedy społeczeństwo powie ci, że robisz coś, co jest niemile widziane. Wstyd jest konstruktem społecznym, który powstał w dobrym celu, a potem wyszło jak zwykle. Wstyd został “wymyślony” w pierwotnych społecznościach, by bronić i chronić jej członków. Wystarczyło odpowiednio zawstydzić osobnika, który robił coś złego, by już nigdy tego nie zrobił. Odkładało się jakieś tematy społecznym tabu, by nikt nie odważył się nimi zajmować. A potem weszły religie, a już w szczególności ta, która jest podstawą europejskiej cywilizacji i rozpoczął się festiwal wstydu. Nie ukrywajmy faktu, że kościół katolicki robi świetną robotę wstydowi. Ta cała inżynieria społeczna dzieląca ludzi na dobrych i złych, na pobożnych i grzeszników. Nazywając rzeczy zupełnie naturalne i spontaniczne dla ekspresji grzechem, czyli czymś nienaturalnym, czymś paskudnym, czego powinniśmy się wstydzić. A potem fundując nam spowiedź, czyli publiczną traumę w mówieniu obcemu człowiekowi za kratką (któremu wcale nie chcemy się zwierzać) o najbardziej intymnych rzeczach. Ale przez wieki nikt nie fikał kościołowi, bo można było go wykluczyć ze społeczeństwa, spalić na stosie albo tak zawstydzić, że już nie odważy się mówić. Wstyd i hańba. Ale idąc jeszcze głębiej: skąd takie myślenie się bierze? Od samych ojców kościoła. Św. Tomasz z Akwinu uważał, że tylko wstyd skłania jednostkę ludzką do działań moralnych. Sprawia, że jesteśmy lepsi. Nie ma nic wartościowego w tym co czujesz, to instynkt, który należy okiełznać, ograniczyć, żeby nie być człowiekiem, a dzieckiem bożym. Wertykalny porządek w myśleniu tamtych ludzi nieustannie określał wszystko. Ale jak spojrzeć na to szczerze: cały czas jest tak samo. Jest XXI wiek, a my wciąż nie ufamy ciału. Cały czas jesteśmy na diecie, ograniczamy to co jemy, raz węglowodany są złe, a raz niezbędne, cały czas ćwiczymy nie dla zdrowia, a dla wyglądu, ubieramy i przebieramy się tak, by zakrywać niedoskonałości, często ubrania nas krzywdzą, a my cały czas chodzimy w butach na wysokich obcasach, nie mówiąc już o makijażu, czyli tworzeniu sobie nowej twarzy na tej, którą już mamy. Czy teraz już czujecie tę paranoję świata współczesnego, który na okładkach pism dla kobiet pisze o ciałopozytywności a potem pokazuje sześć sposobów jak być piękniejszą na lato? Czujecie to rozdarcie wewnętrzne? Wstyd cały czas jest z nami i czuje się bardzo dobrze. Cały czas staramy się nie być człowiekiem, którym jesteśmy, chcemy stać się już nie dziećmi bożymi, a boginiami instagrama i samoopalacza. Idźmy depilować! Trzeba pocierpieć dla urody. Operacje plastyczne? Bardzo prosze! Nawet u kosmetyczki coraz taniej, by wszystkich było stać. Skupiam się tylko na wyglądzie, bo chyba nawet nie chce mi się pluć o seksualności czy wszystkim, co można nazwać “kobiecością”. Nadal wstydzimy się okresu. Wstydzimy się w publicznej toalecie, że za głośno sikamy. Kto nas nauczył, żeby na wuefie zakładać koszulkę na koszulkę, żeby broń boże nic nie było widać. Nie wyjdziemy z klasy do toalety z podpaską w ręce tylko z torbą, w której jest podpaska. Plama na spodniach - koniec świata, stres milion. Żeńska seksualność uświęcona tradycją, religią i przyzwyczajeniem i gotowy ciasny gorset opresji, które same na siebie ubieramy. Dziewczyny nie rozmawiają o tym, że oglądają porno, nie dyskutuje się z koleżankami przy kawie o masturbacji. Rozmowy o penisach w tramwaju spoko, ale o cipkach? Proszę państwa nie bądźmy wulgarni. Słowo srom jest poprawne i nieustannie w użyciu. Słowo określające kobiece narządy płciowe wywodzi się ze staropolskiego i oznacza wstyd. WSTYD. Tak jak sromotna klęska. Świetne skojarzenia. Nie wypada mieć zbyt wielu partnerów, bo to wstyd i brak szacunku do siebie. Klucz, który otwiera wiele zamków jest super, ale zamek... Mam tak serdecznie dość tych podwójnych standardów, tej kultury wstydu, tego kulturowego, katolickiego, konserwatywnego sosu, w którym żyjemy. Kiedy otworzycie współczesny, świeżo wydany Katechizm Kościoła Katolickiego dla młodzieży, tam cały czas można znaleźć takie kwiatki jak;

464 Dlaczego wstyd jest dobry - wstyd strzeże intymności człowieka; jego tajemnicy jego wnętrza, jego godności, przede wszystkim jego zdolność do miłości i erotycznego oddania się drugiemu. Odnosi się do tego, co wolno zobaczyć jedynie miłości.

Czy uczucie wstydu daje człowiekowi zdolność do kochania? Człowiek wstydzi się z powodu swoich grzechów i innych spraw, które publicznie upokorzyłyby go. Autentyczny cytat - można szukać. I tylko zastanawia mnie, jak lęk ma pomóc w budowaniu intymności z drugim człowiekiem? Czy człowiek pewny siebie nie będzie w stanie stworzyć dobrej relacji? Czy tylko jak wstydzę się swojej seksualności, moje związki się nie rozpadną? Bo jak głupia myślałam, że trzeba po prostu nad związkami pracować i walczyć o szczerość, podsycać uczucia i namiętność. No ale widać wystarczy wstyd. Ekstra, dziękujemy kościół katolicki. Wszystko jasne, recepta na szczęśliwe życie napisana. I pewnie mi teraz napiszecie, że czego ja chcę? Żeby wszyscy biegali na golasa? Nie. Nie mówię Wam jak powinniście żyć, ale staram się powiedzieć, że nie ma nic gorszego niż wychowanie we wstydzie. Jak wystarczająco wiele razy zawstydzi się dziecko, to ono nigdy nie będzie w stanie w pełni pokochać siebie, będzie się bało, że nigdy nie zasłuży na miłość i akceptację. Nikt nie powinien się bać, że nie pasuje. Wstyd pomaga kontrolować ludzi. I tu obiecany stand up. Jeśli macie Netflixa i odrobinę dobrej woli, to poświęćcie godzinę, żeby zobaczyć program australijskiej komiczki Hanny Gadsby “Nanette”. Przez godzinę ta kobieta przedefiniowała stand up w mojej głowie. Oprócz 20 minut o historii sztuki i najśmieszniejszych żartach z seksizmu jakie słyszałam, opowiada, co robi kultura wstydu i nietolerancji, akurat w kontekście homoseksualizmu. Bo wiecie jak najłatwiej uciszyć kobietę? Zawstydzić ją.

I powoli zmierzając do końca. Świetny współczesny filozof postmodernistyczny, Michel Foucault, pisał, że wstyd jest narzędziem władzy - im bardziej wstydzisz się swojej seksualności, tym łatwiej tobą manipulować.

Uważam, że nie ma czegoś takiego jak “dobry i zły wstyd”. Możemy co najwyżej szanować siebie i drugiego człowiek i nie przekraczać niczyich granic. Małe dzieci biegają na golasa, ale nie trzeba ich przez to zawstydzać. One same rosną dość szybko, zauważą, że inni tak nie robią i założą majtki. Nie musimy im fundować traumy związanej z ciałem. Terapeuci i tak już mają ręce pełen roboty. Nie potrzebujemy wstydu, wystarczy szacunek do innych i samego siebie i umowa społeczna. Wstyd uderza w to kim jesteś. Nie skupiamy się na tym, co nie wyszło, na naszych gafach, a na tym, jak bardzo jestem okropna. Szkoda czasu na takie myślenie, po prostu napraw to, co się da i idź spokojnie spać. Poczucie winy, wyrzuty sumienia wyrzucić do kosza, bo do niczego nie są Ci potrzebne. Stawiaj opór, jeśli ktoś Cię zawstydza. Nie ma prawa. Może pokazać Wam wasze błędy, czy coś, co się nie udało, ale nie ma prawa was zawstydzać. Obroń koleżankę kiedy widzisz, że ktoś ją zawstydza. TO NIE JEST OKEJ. Mam już dość. Mam tak strasznie dość tej kultury wstydu. Mam dość zawstydzania wszystkich, którzy są inni. Dość zawstydzania kobiet i dziewczyn. Stop slot shamingu. Jesteś super, jesteś wystarczająca, twoje myśli i uczucia są ważne, zasługujesz na akceptację, a nie na wstyd. Lubisz się masturbować? - zajebiście. Lubisz dziewczyny? - świetnie. Kochasz swoje ciało? - jestem z ciebie przedumna. Nie wstydź się, bo nie ma czego. Wstyd nie istnieje, istnieje tylko lęk i opresja, z którą wyruszam na wojnę, bo mam już tak bardzo dość. Zmieńmy coś. Wystarczy.

A tymczasem do zobaczenia

Plaża nudystów 2020. Będzie epicko.


Panna z mokrą głową