Było już o kaodaizmie, czas więc ugryźć temat nietuzinkowych religii z nieco innej strony. Choć tytuł tego artykułu sugeruje dość mroczną atmosferę, zapewniam, że nie ma się tu czego obawiać i nawet osoby przejawiające wysoką wrażliwość, zapraszam dziś do mojej małej gonitwy za prawdą.

Około 100 tysięcy lat temu, na nieznaną i dziką, wschodnią część kontynentu azjatyckiego, mieli okazję przywędrować pierwsi osadnicy. Wędrowcy, jak to bywa na nieokiełznanych dotąd ziemiach, zmagać musieli się z licznymi przekleństwami pionierów, walką z żywiołem, adaptacją do zupełnie nowej fauny i flory i wyznaczaniem nowych szlaków pośród kwiatów wiśni. Kraina była niezwykle urodziwa, nic więc dziwnego, że mimo górzystych terenów i licznych trudności nowoprzybyli zdecydowali się zostać w tym miejscu na stałe. Cóż, przynajmniej oni, gdyż niebawem to ukochany ląd postanowi udać się na mały voyage.

Nowe Morze Japońskie powstałe na zalanych równinach oddzieliło wyspy od matczynego kontynentu. Nie stało się to oczywiście z dnia na dzień i całe szczęście nagła fala nie zalała bezbronnych Azjatów, a przynajmniej nie w konkretnie omawianej sytuacji. Skaliste zbocza, tak ciężkie do okiełznania i tak surowe dla gatunku ludzkiego, znalazły swoje zastosowania, a tuż po przydzieleniu im nowego przeznaczenia, mogły cieszyć Japończyków smakiem delikatnych ziaren ryżu. Wiatry rozsiewały łagodnie kołyszące się trawy i pieściły młode drzewa przed nadejściem monsunów. Ludzie żyli więc spokojnie i szczęśliwie, choć tendencję do podziału mieli we krwi, tak jak ich rodzinna ziemia opuszczająca kontynent, wobec czego o zjednanie się mieszkańców danych regionów, jak doskonale wiemy, było czasem ciężko. Cywilizacja rozwijała się jednak w zgodzie z naturą, przetapiano metale, uprawiano ziemię, czczono bogów. Właśnie, bogów. Nie chciałabym skakać dziś w kuszącą, aczkolwiek równie głęboką otchłań mitologii japońskiej, z której przez długi czas moglibyśmy się nie wyczołgać, jednak temat, który pragnę przybliżyć jest niemniej ciekawy. Idąc w ślad za wędrującymi Japończykami sama odnalazłam barwny wachlarz, który dziś przed wami otworzę. Tak, jest to, jak wspomniałam, kolejna niezwykła religia z cyklu tych nie widzianych przez nas na co dzień, czyli Jashinism.

Nazwa ta nie jest obca dla pewnych sfer internetu, lecz zauważyłam, że nieco inna sytuacja tyczy się często jej przedmiotu. Korzystając z okazji, chętnie sprostuję pewne nieporozumienia. Niewykluczone, że przez okno naszej redakcji zaglądają tu również i amatorzy znanej mangi Naruto, której wspomnienie nie jest bezcelowe, bowiem Jashinizm pojawia się tam jako pomniejszy wątek. Popularność serii zdołała wynieść na powierzchnię również i tak subtelnie przytoczony temat, czemu z pewnością sprzyjała silna inspiracja autora lokalnym folklorem. Niestety, popkultura lubi nieco przekształcać fakty na swój użytek, stąd kilka trudności w szybkim odnalezieniu prawdziwych informacji o religii. Przeszukując internet natknęłam się w większości na zadawane przez fanów pytania: Czy Jashinizm istnieje?, Czy jest coś takiego jak kult Jashina? oraz dość przekształcony na rzecz wpasowania się w wątek, obraz tego specyficznego wierzenia. Proszę jednak nie dać się zwieść, gdyż sięgniemy dziś dużo głębiej niż popularny sposób przedstawienia religii i poświęcimy nieco czasu dobrze ukrytej między kartami kultury masowej prawdzie o tym wierzeniu. Całe szczęście, skłonna jestem do przeszukiwania wielu źródeł, i stąd tekst, który właśnie macie przed oczami. Po krótkim wstępie pora więc przejść do kolejnego mansjonu, jakim jest małe przybliżenie tejże religii.

Początki Jashinizmu odnajdziemy tam, gdzie nieprzypadkowo rozpoczęłam artykuł, czyli właśnie w odległej i dawnej Japonii. Szacuje się, z dość dużym prawdopodobieństwem, że jest to religia znacznie starsza niż znane nam chrześcijaństwo, a możliwe ślady jej praktyk, znalezione na wyspie Shikoku, pochodzić mogą nawet z późnego okresu Jomon, tak więc około 300 roku p.n.e. Od zarania dziejów między rozmaitymi symbolami stanowiącymi ważne elementy religijno-kulturowe poszczególnych regionów, odnaleźć można charakterystyczny znak odwróconego trójkąta wpisanego w koło, czyli metaforyczną parafkę jedynego wyznawanego przez Jashinistów boga, którego imię z pewnością nie pozostało dla was enigmą. Jashin, bo o nim właśnie mowa, na pierwszy rzut oka prezentuje się dość groźnie - jest on interpretowany jako bóg destrukcji, zamieszania i bólu. Jestem tu jednak między innymi po to, aby ten niezgodny z prawdziwą naturą religii stereotyp złamać, gdyż w gruncie rzeczy Jashiniści nie są siejącymi postrach i przelewających niewinną krew fanatykami. Ich główny bóg jest jednak dość intrygującym obiektem kultu. Mimo złowrogiej aury, zdecydowanie bliżej mu do mitologicznego Lokiego niż szatana, a co ciekawe - jego moc nie jest nieograniczona. W przeciwieństwie do częstego motywu przewijającego się w religiach, Jashin nie jest wszechmogącym stworzycielem wszechświata, który sprawuje władzę nad wszystkim i z własnej dobroci okazał człowiekowi wolną wolę. Sytuacja ta wygląda zupełnie inaczej. Mamy tutaj do czynienia z bytem, który według jego wyznawców ,,wszechmogący być nie może, gdyż w podobnym przypadku uczyniłby świat idealnym”. Moc Jashina jest ściśle powiązana z wierzącymi, a mimo wyższości istoty boskiej, zarówno sacrum i profanum, istnieć mogą tylko poprzez wzajemną symbiozę - bez boga nie ma człowieka, bez człowieka nie ma boga. Jako, że bóstwo i jego siła zależne są od liczby wiernych, stara się ono być wyrozumiałe, opiekuje się nimi i bacznie obserwuje, nie szczędząc jednak surowych nauk. Warto też wspomnieć, iż Jashin nie posiada ani nie przybiera żadnej formy fizycznej, jest jednak… filozofią. Cecha ta przywodzić może na myśl buddyzm czy taoizm, lecz jeśli bóg pozostaje w tym przypadku filozofią w pełnym tego słowa znaczeniu, jakie są jego założenia?

Istotnie wiemy już, nad jakimi dziedzinami życia ludzkiego patronat obejmuje nasz dzisiejszy gość specjalny, a teraz pora, aby wypowiedział się na ten temat i nieco go rozwinął. Jednym z ważniejszych haseł Jashinizmu jest, parafrazując z lekka: ,,Jeżeli jednostka nie pojmuje bólu, nie ma prawa go zadawać”. Stwierdzenie to natychmiast budzi kilka wątpliwości czy rozumiejąc ból mogę swobodnie ranić innych? Według samych Jashinistów chodzi jednak o to, aby świadomie bądź nieświadomie nie krzywdzić drugiego człowieka, gdyż jego ból jest dla nas często czymś zupełnie obcym. Obrazuje to nieco prozaiczny przykład, kiedy w hipotetycznej sytuacji nie mogę zaatakować poszczególnego człowieka, jeżeli on sam nie atakuje; będąc ofiarą ataku zdaję sobie sprawę z zadanej mi krzywdy, rozumiem ją, mogę więc odpowiedzieć tym samym. Nie należy jednak zbyt szybko przeskakiwać z założeń Jashinizmu do zasady ,,oko za oko”, gdyż sam akt zadania nieuzasadnionego bólu jest wystąpieniem przeciwko Jashinowi. Całość skupia się więc na obronie siebie samego, swoich wartości i bliskich, gdyż tylko w podobnej sytuacji stosowanie siły uznane jest za stosowne, a nawet wskazane. Pomaga nam to zrozumieć kolejną z ważnych kwestii, a mianowicie, samą istotę oraz rolę cierpienia w tejże religii. Jashiniści mają w zwyczaju postrzegać ból nie jako karę, lecz dar; ból fizyczny istnieje, aby powstrzymywać człowieka od zadawania ciału szkód. Uczą się go akceptować, gdy sami go doznają, lecz ranienie siebie lub innych jest surowo zabronionym czynem. Dzięki restrykcjom Jashiniści nie stają się masochistami, mimo doceniania daru możności odczuwania cierpienia. Na świecie nie żyją jednak wyłącznie pacyfiści, a ranić mogą nas nie tylko ludzie - ból jest więc zupełnie nieodłączną częścią życia nawet w przypadku podobnych prohibicji. Poza tym zakazem, zabronione jest również zażywanie dla przyjemności wszelkich używek, gdyż prawdziwy Jashinista winien jest zachować wolność od nałogów i czystość duszy. Padła uprzednio kwestia dotycząca zrozumienia bólu i ją także warto jest rozwinąć, gdyż temat daje nam ku temu sposobność. Zasadniczym założeniem Jashinizmu jest dążenie do zrozumienia i połączenia się z innymi ludźmi, a biorąc pod uwagę naturę czczonego bóstwa, obejmuje to również nakaz podejmowania prób zrozumienia bólu drugiego człowieka, gdyż tylko w ten sposób możemy go prawdziwie poznać. Wszystkie wymienione powyżej ścisłe powiązania Jashinizmu z cierpieniem wpływają znacznie na to, jak postrzegany jest on w popkulturze, która często porusza temat składania ofiar, samookaleczania, a nawet zabijania niewiernych. Co do pierwszej, tak samo jak i drugiej z wymienionych pozycji mamy już pewność, iż z przykazaniami Jashina jest to w ostrym i niepodważalnym konflikcie, gdyż dotyczą wyrządzania krzywd z nieuzasadnionych nauką bóstwa pobudek. Powodem wplatania podobnych plotek mogą być jednak pseudo-jashiniści, a więc krótko mówiąc, niezwiązani z samą religią fanatycy, którzy w czasach starożytnych dopuszczali się krwawych aktów ofiarowywania Jashinowi ciał własnych bądź cudzych. Stąd też powszechna opinia o rzekomym spożywaniu krwi przez wyznawców. Niestety, biorąc pod uwagę, iż podawali się za wiernych naukom Jashina, profil ten zapisał się między kartami historii i jest obecnie najbardziej znanym zapisem o religii, która jest przecież niezwykle łagodna i mimo znacznej tolerancji i akceptacji zróżnicowania wśród wiernych, wampirów do swych łask nie przyjmuje. Składanie czci w jashinizmie istotnie z ofiarnością ma wiele wspólnego, lecz chodzić może jedynie o poświęcenie swojego czasu na religię, tudzież medytację, modlitwę. Jako pacyfiści, wyznawcy Jashina, nie próbują również nawracać każdego na swoją religię; w pięknych słowach dlatego, że nie każdy jest na nią gotowy. z grubsza, niewłaściwy człowiek może zwyczajnie nie być godzien. Mimo tego, starają się rozpowszechniać swoje idee, swoją filozofię, pozwalając jej na rozkwit a innym ludziom na zrozumienie wagi pokoju i wzajemnego zrozumienia, zamiast wszczynania konfliktów łamiących boskie prawa o zobowiązaniu do nieranienia bliźnich. Nawracają więc, lub raczej zachęcają, tylko i wyłącznie rozmową - ani cienia krucjaty. Żadnych śladów palenia heretyków. W końcu, narzucona na niewłaściwą osobę religia, jest swoistą obrazą wszystkich jej wyznawców i samego boga. Pozwolę sobie jednak użyć niezbyt wyrafinowanego określenia i zaspoilerować nieco, iż poradzili sobie nie lepiej niż Napoleon z królikami - ostatnie znalezione przeze mnie wzmianki o wyznawcach Jashinizmu sięgają drugiej wojny światowej, po której natychmiast uleciały one z wiatrem jak honor Francuzów. Dziś już tylko nieliczni mają przyjemność poznać prawdy tej religii, tym bardziej mam więc szczerą nadzieję, że udało mi się ją należycie przybliżyć. Z niecierpliwością oczekuję naszego kolejnego spotkania.


L’artiste libre