Ja też ostatnio jestem wściekła, a raczej po prostu smutna.

Oglądałam niedawno z dziadkiem TVP i tak, byłam przerażona tym jak odczłowiecza się ludzi, ale jeszcze bardziej tym, że "Co mamy robić innego niż krzyczeć?!" po prostu nie działa. W pewnym momencie dziewczyna w naszym wieku krzyknęła do kamery, że "jak te stare k*** głosujące na PiS wymrą, to wreszcie będzie dobrze". I to jest po prostu nieodpowiedzialne. Mojego dziadka zabolało to tak bardzo, że powtarzał mi to kilka razy. Nie możemy z obu stron barykady na siebie wrzeszczeć, nie możemy odwracać się tyłem do NIKOGO, to nic nie zmieni, nawet jeśli druga strona jest już dawno odwrócona.

Chciałam pokazać komuś innemu spojrzenie pani z podcastu "Znowu ta lesba", która (według mnie mnie naprawdę merytorycznie) mówiła o Karcie Rodziny. Ta osoba, gdy tylko usłyszała przekleństwa, powiedziała tylko: "Co to ona nienormalna, do łba jej coś strzeliło, czy co?!" i już nie chciała jej słuchać.

Najbardziej w tym wszystkim rozdziera mnie właśnie to. Każdy z nas jest zamknięty w innej wersji rzeczywistości, używamy innego języka. Wrzeszczymy na siebie. I możemy mówić, protestować, mamy wolność słowa, ale co z tego, skoro słowo można wykorzystywać i interpretować tak różnie?

To normalne, że czujemy złość a potem nienawiść po odczuciu ciosów bolącej niesprawiedliwości, ale nie tędy droga. Złość jest potrzebna, lecz nigdy, nigdy nie powinna stawać się nienawiścią. I tak jest po "każdej stronie". (Dlatego właśnie nie przepadam za protestami, bo są czasem istnymi festiwalami nienawiści). Nie można odgradzać się od siebie nawzajem. Jedynym wyjściem jest jakaś wspólna przestrzeń w tym - niemal biblijnym - poplątaniu języków.

Choć chciałoby się wywrzaskiwać swoje gardło, warto zastanowić się co robi dziecko, albo jeszcze lepiej, nastolatek/nastolatka, kiedy się na niego/nią krzyczy, emocjonalnie odpowiada na cokolwiek? On/ona tworzy mury, odpowiada tak samo emocjonalnie, w postaci pyskowania, albo mając tzw. "focha". To po prostu mechanizm obronny. Nikt nikogo nie słucha… a co dopiero rozumie.
Trzeba burzyć mury, nie krzyczeć. I tak, to nie wpłynie na władzę, ale wpłynie na ludzi, a każda zmiana zaczyna się od zmiany myślenia.

To wszystko jest bardzo trudne. Bo jak docierać tak szeroko, jak to robi krzyk, ale równocześnie tak głęboko, jak to robi szept? Nie wiem. Zrozpaczona błagam w duchu - słuchajmy siebie nawzajem, próbujmy zrozumieć, mówmy bez nienawiści. Tylko to możemy zrobić.