29 października, natomiast, w moim rodzinnym mieście zorganizowano protest. Był on mniej więcej w czasie protestu w Warszawie, na którego niestety nie miałam możliwości pojechać. W Nowej Rudzie zgromadziło się na godzinę 18:00 ponad 1000 osób, znacznie więcej niż na poprzednim. Z tego, co mi się wydaje, był to pierwszy protest w Nowej Rudzie, jednak o wielkim rozmachu, patrząc na to, że liczebność tego miasta wynosi ok. 22 tysiące. Wymarsz był spod Miejskiego Ośrodka Kultury (MOKu) i prowadzony był przez praktycznie całe miasto. Zebrali się wszyscy, od młodzieży w moim wieku lub młodszej, po seniorów, niektórzy nawet przychodzili rodzinami. Przemarsz trwał godzinę, a całą trasę patrolowała policja, pozwalając nam chodzić środkiem ulicy, w określonym kierunku. Ludzie przynosili plakaty, banery, specjalnie spersonalizowane flagi, a nawet parasolki z symbolem czerwonej błyskawicy. Widziałam nawet karton oświetlony lampkami, aby był bardziej widoczny spośród tłumu. Przynoszono ze sobą bębny, gwizdki, tamburyna i wszelkiego rodzaju rzeczy, które powodują hałas, bylebyśmy zostali usłyszeni. Wszyscy w kurtkach, czapkach i parasolach, gdyż akurat padał deszcz, plakaty oklejone taśmami i foliami, byleby tylko wytrzymały cały protest. Podczas obchodu wszyscy wrzeszczeli, aż później skarżyli się na bóle gardła. Ci, którzy mieli megafony, nie żałowali korzystania z nich. Mężczyźni przynosili ze sobą głośniczki, z których puszczali głośno muzykę i to ich, przez ich ilość, było najbardziej w tym czasie słychać. Droga była kręta, często pod górę, ale ciągle mieliśmy siłę (nawet ja - mająca bardzo niską sprawność fizyczną), by iść na przód. Fotografowie stali w różnych miejscach, próbując uchwycić jak najwięcej banerów i protestujących, tylko potwierdzając aktualną skalę tego wydarzenia. Z okien wyglądali ludzie, nagrywając i obserwując nas, często również się śmiali, na co tłum odpowiadał tylko większym zaangażowaniem. Jak rozglądałam się po budynkach, widziałam też młodszych mieszkańców. Może być to tylko moje wyobrażenie, jednak niektórzy wydawali się kibicować nam zza szyb, stając się częścią protestu mimo braku bezpośredniego udziału. Na krańcach ulic widać było Narodowców, przez co w tłumie chodziły szepty, jakoby czaili się na nas i planowani atak na rynku, jednak, na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Mimo tego, doszły mnie już po proteście słuchy, że przez ich obecność musiała zostać zmieniona trasa na pewnym odcinku, by obyło się bez większych problemów. Porównując to wydarzenie z tym, dziejącym się dwa dni wcześniej, w mojej opinii, dało się odczuć większe zżycie grupy w piątkowym proteście, możliwe że przez to, że tutaj większość osób w dużej części się znała albo, po prostu, ludzie byli nastawieni bardziej na połączenie sił. W trakcie powrotu zauważyłam jeszcze, że co poniektórzy ludzie zaczęli wywieszać flagi bądź symbole protestu w oknach, co również i ja postanowiłam uczynić i część z nich dotrwała do teraz, już tydzień po tym wydarzeniu, co oznacza, że to wszystko wciąż jest aktualne, oraz że nadal mamy siłę i chęć stawać w obronie spraw dla nas ważnych.


https://walbrzych.naszemiasto.pl/walbrzych-kolejny-dzien-protestu-kibice-probowali-zaklocic/ga/c15-7968777/zd/57422787 


Amelia Jakimiuk,

6.11.2020.