Każde pokolenie ma własny czas, każde pokolenie chce zmieniać świat - śpiewał niemal dziesięć lat temu wokalista zespołu Kombii. Chyba każdy zna tekst jego nieśmiertelnego utworu. Nie sposób nie zgodzić się z tymi słowami, trwale zapisanymi w naszej pamięci - potwierdzić to może starzec i młodzieniec. Niestety, ideały szybko blakną w starciu z dorosłością i odpowiedzialnością za siebie i swoją rodzinę - taki, przynajmniej zawsze, otrzymywaliśmy przekaz od tych bardziej doświadczonych życiem. Nie mogę na to przystać. Chciałabym w tym artykule rozważyć, czy to utarte stwierdzenie jest nadal aktualne. Być może wykazuję się naiwnością (tak jak wielu przede mną), ale mam wrażenie, że moje pokolenie, pokolenie Z, nie odejdzie w cień.
Co możemy zrobić jako pokolenie; jako społeczeństwo? Odpowiedź na to pytanie możemy sformułować na wiele sposobów, a inspiracje czerpać z przeszłych wydarzeń. Kiedy myślę o wpływie mas na wydarzenia i wygląd świata, niemal intuicyjnie sięgam do historii wszelakich strajków i rewolucji (a ta jest dużo bogatsza niż wydaje się większości z nas). Pierwszy udokumentowany strajk miał miejsce w roku 1152 p.n.e, za panowania faraona Ramzesa III, w rzemieślniczej miejscowości Deir el-Medina w Dolinie Królów. Zgodnie z obyczajem, w okresie Nowego Państwa w Egipcie, każdy król, któremu dane było zasiadać na tronie 30 lat, wyprawiał wielki festiwal z okazji tego jubileuszu. Niefortunnie dla Ramzesa III, jego panowanie było naznaczone licznymi wojnami i najazdami obcych ludów na Egipt. W momencie, kiedy wskazane było rozpocząć przygotowania do festiwalu, skarbiec świecił pustkami, co jednak nie nakłoniło faraona do zmiany planów - rzemieślnicy sprowadzeni do budowy wspaniałych monumentów zaczęli prace. Szybko okazało się, że nie ma wystarczającej ilości pieniędzy i dóbr materialnych na ich pensje. Ich wypłata została więc przełożona o miesiąc, potem kolejny, kolejny…
Ważną rzeczą potrzebną do zrozumienia osobliwości strajku, który wkrótce wybuchł, jest obecna w świadomości starożytnych Egipcjan zasada ma’at - harmonii. Zakładała ona kosmiczny porządek i równowagę. Każdy, od faraona po prostaka, był jej podporządkowany. Określała ona czyjąś rolę w społeczeństwie i potępiała za obranie innego kierunku życia niż ten wyznaczonego podczas narodzin, co czyniło z niej doskonałą metodę kontroli społeczeństwa. Każdy objaw sprzeciwu wobec władzy i buntu stanowił groźbę zaburzenia ma’at, a w konsekwencji wiecznego potępienia. Robotnicy w Dolinie Królów znaleźli rozwiązanie. Oskarżyli faraona i jego urzędników o zaburzenie ma’at, ponieważ ci nie wywiązywali się ze swoich obowiązków i nie dbali o poddanych. Strajk trwał ponad rok, podczas którego pracownicy porzucili swoje narzędzia i okupowali wejścia do Doliny Królów. Moim zdaniem to wydarzenie jest jednym z najważniejszych w starożytnej, a może i w całej, historii społeczeństw ludzkich - zjednoczeni ludzie występujący przeciwko opresorom. Trudno odebrać mu też proroczy charakter - widzimy w nim doskonały przykład walki klas, 3 000 lat przed sformułowaniem swojej tezy przez Karola Marksa.
Przykłady strajków można mnożyć w nieskończoność. Chciałabym jednak skupić się na fakcie, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat ich liczba niebotycznie wzrosła w stosunku do reszty historii. Pokojowe protesty, akcje, demonstracje, narodziny ruchów społecznych są, w większości przypadków, skutkiem życia w demokratycznych państwach, w których głos obywateli ma (przynajmniej w teorii) znaczenie. Sprawia to, że ludzie wyrażają swoje poglądy śmielej. Porównując protesty sprzed stuleci i ostatnich dekad, można zauważyć też pewną prawidłowość - kiedyś dotyczyły one niemal wyłącznie walki o swój byt, teraz skupiają się głównie na społecznych i prawnych niesprawiedliwościach oraz rozszerzeniu praw obywatelskich. Kluczem do tego jest oddanie głosu mniejszościom i grupom społecznym, które przez historię były nagminnie uciszane.
Choć nigdy nie posunęłabym się do tego, aby nazwać połowę ludzkości terminem “mniejszość”, nie sposób zaprzeczyć, że kobiety były jak takowa traktowane przez większą część spisanej historii. Częściowo rozumiem, jak do tego doszło. W czasach, gdy priorytetem było przetrwanie, najrozsądniejszym wyjściem było, aby osoby słabsze fizycznie zajmowały się lżejszymi i mniej niebezpiecznymi pracami. Jeśli dodatkowo te słabsze fizycznie osoby ponosiły odpowiedzialność za przetrwanie gatunku, tj. były ciężarne i zajmowały się dziećmi na samym początku ich życia, logicznym było, że nie wysyłano ich do polowania na mamuta. Myślę, że w tym zawiera się istota zepchnięcia kobiet do roli niemych postaci i początku przemocy ekonomicznej. Ten, kto miał pożywienie, miał władzę i mógł ją wykorzystywać wobec słabszych. Ten model, skonstruowany tysiące lat temu, przetrwał w rozmaitych wersjach do współczesności. Oczywistym było, że głową rodziny jest mąż, który zapewnia żonie i dzieciom utrzymanie, nawet wtedy, gdy te pierwsze różnice biologiczne nie grały już żadnej roli. Innym przykładem podobnych uprzedzeń, niemających pokrycia w rzeczywistości, jest rasizm i traktowanie (szczególnie w przeszłości) osób czarnoskórych jako obywateli gorszego sortu. Wydaje mi się, że rozumiem tego źródła. Kilkaset lat temu Europejczycy w swoim egocentryzmie zauważyli, że rdzenni mieszkańcy “Nowego Świata’’ nie mówią w ich języku, mają obce zwyczaje i kulturę. Automatycznie przyznali im łatkę niewykształconych, niecywilizowanych "dzikusów" i podbili ich ziemie dzięki swojej przewadze technicznej. Podobnie było, kiedy zaczęto zniewalać ludność Afryki. W przypadku obu grup, źródło problemu nie tkwiło w ciemniejszym kolorze skóry, ale w założeniu, że inne i mniej rozwinięte oznacza gorsze. Kolonizatorzy założyli, że skoro ludziom żyjącym w izolacji od nich nie udało się w tym samym czasie rozwinąć takich struktur jak Europejczycy, najwyraźniej byli mniej inteligentni i należało im pomóc - zapoznać z cywilizacją. Dopiero potem w zbiorowej świadomości utrwalił się obraz "czarnego sługi".
Uważam, że te dwie grupy: kobiety i ludzie czarnoskórzy, były mniejszościami, którym poświęcono najwięcej uwagi w drugiej połowie XIX i w XX wieku. Chyba po raz pierwszy ruchy o wyzwolenie i przyznanie praw nie były podyktowane koniecznością przetrwania i zdobycia chleba (jak to miało miejsce podczas protestu za panowania Ramzesa III). Nie były one też ruchami narodowo-wyzwoleńczym ani stricte politycznymi, których przykłady widzimy we wcześniejszej historii. Mogli się z nimi utożsamiać obywatele wielu państw, bo niemal wszędzie te problemy były obecne. Jestem pełna podziwu dla ludzi, którzy wywalczyli prawa dla kobiet i czarnoskórych. Są to jednak nadal grupy ogromne, które nie wpasowują się w słownikową definicję mniejszości.
A teraz? Protestujemy często, angażujemy się w dziesiątki ruchów i wierzymy, że nasze działania będą zarzewiem zamian o takiej samej skali, o jakiej uczymy się na lekcjach historii. Strajkuje wiele grup, ale wydaje mi się, że nie pomylę się, jeśli napiszę, że moje pokolenie walczy głównie o zmiany społeczne. Oddajemy głos społeczności lgbt+, niepełnosprawnym oraz wszystkim tym, których życia nie wpisują się w model szczęśliwego i szanowanego przez władze człowieka. Jednocześnie strajkujemy przeciwko szkodliwym systemom, które są źródłem problemów w dzisiejszym świecie i które wkrótce doprowadzą do dużo poważniejszych konsekwencji (flagowym przykładem jest bierność władz i korporacji wobec zbliżającej się katastrofy klimatycznej). Pokolenie Z, to, które jeszcze nie ugięło się pod jarzmem dorosłości i nie straciło wiary w ideały, jest złożone z młodych ludzi, mających dostęp do wiadomości z całego świata i niebojących się pokazywać światu, że mają głos. Tak, dzieci i ryby mają głos. Dzięki przepływowi informacji i mediom społecznościowym, po raz pierwszy w historii, młodzież może realnie wpływać na wielką politykę. Nieformalną ambasadorką i żywą ikoną potwierdzającą tę tezę jest Greta Thunberg - zwykła obywatelka Szwecji, o której zaczęło być niemal z dnia na dzień głośno w globalnych mediach. Dziewczyna, która zainspirowała miliony osób do wyjścia na ulice w protestach klimatycznych. Takich Gret jest więcej. Słyszymy wiele o nieustraszonych aktywistach walczących o prawa człowieka; o ludziach przeciwstawiających się systemowi. Większość z nich należy do poprzednich pokoleń. Pomyślcie w takim razie, jaki potencjał kryje się w ludziach urodzonych po 1995 roku, biorąc pod uwagę to, co już obserwujemy.
Społeczeństwo się zmienia. Nasza mentalność nie jest już taka sama jak
kilkadziesiąt lat temu. Wiem, że niemożliwym byłoby osiągnięcie celów, jakie stawia przed sobą pokolenie Z, przez naszych dziadków czy nawet rodziców; ci mieli własne progi do przeskoczenia. To, jacy jesteśmy, zostało ukształtowane przez szybkie zmiany techniczne oraz rozwój nauki i nowe możliwości, jakie się z tym wiązały. Również fakt, że zaczęto "odczarowywać" strach przed zaburzeniami psychicznymi, a terapeuci, psychologowie i psychiatrzy są coraz częściej odwiedzani przez zwykłych ludzi, szczególnie mocno wpłynął na świat, w jakim się urodziliśmy. Okazując swoje słabości, staliśmy się bardziej świadomi. Silniejsi.
Nie boimy się mówić o swoich traumach i krytykować ludzi za nie odpowiedzialnych. Nie drżymy, cicho patrząc w przyszłość, tylko wyrażamy głośno swoje obawy. Jak długo potrwa nasza energia - nie wiem. Faktem jest, że stoimy przed wieloma wyzwaniami - tymi mniejszymi i tymi decydującymi o losach świata. Nie wiem, jak sobie poradzimy - tak jak wszystkich, zweryfikuje nas historia. Wiem jednak, że nie poddamy się bez walki i nie pozwolimy, by po naszym odejściu świat był gorszym miejscem.
Każde pokolenie odejdzie w cień, a nasze nie. Nazwijcie mnie naiwną, ale wiedzcie, że jestem dumna, mogąc należeć do pokolenia Z.
Lady Makbet
0 Komentarze