ALERT! W tym tekście możesz znaleźć spojlery do filmu "Tamte dni tamte noce", wariabilizmu i “Bycia i czasu”. Pamiętaj, drogi czytelniku, poniższy tekst jest raczej zabawą intelektualną niż czymś super poważnym - potraktuj go z dystansem. 



Jest pewien problem z Martinem Heideggerem, bo o ile “Bycie i czas” zachwyca, to życiorys tego filozofa już nie bardzo. Podobnie problematyczny jest Pablo Picasso ze swoją mizoginią. Pojawia się więc pytanie, czy powinniśmy się dziś zachwycać jego dziełami. Ale jak się nie zachwycać skoro to kubizm? (Tak, to ironia, której nie sposób zapisać). Tak samo czy możemy oddzielić niemieckiego filozofia od jego myśli filozoficznej? Czy możemy przymknąć oko na to, że Heidegger był nazistą? 

Urodzony w 1889 roku, na studiach odrzucił wiarę katolicką i w tym samym roku tj. 1919 został asystentem Husserla. Prowadził wykłady o presokratykach, czasie i prawdzie. Wśród jego uczniów można wyróżnić Gadamera i Hannę Arendt, Levinasa. W 1927 roku opublikował z dedykacją dla Husserla przełomowe “Bycie i czas”. W tym czasie zaprzyjaźnił się także z innym wybitnym egzystencjalistą - Karlem Jaspersem. W 1930 roku zaangażował się sprawy polityczne na rzecz faszystów. Wstąpił do partii i pozostał jej członkiem do końca wojny. W 1938 roku nie był na pogrzebie swojego mentora Husserla, który był żydem, a w 1941 usunął dedykacje z “Bycia i czasu”. Po 1945 zakazano mu wykładać dla studentów. 


“U antycznych Greków, jak twierdzi Heidegger, ta leżąca u podstaw skrytość, określa, jakie są byty, nie tylko w stosunku do siebie, ale również ogólniej innych podmiotów innymi słowy, nie rozumieją skrytości, tylko, ani przede wszystkim, pod względem relacji jednostek do bytów ludzkich”.

- “Czy według ciebie ma to jakikolwiek sens - pyta Oliver - Bo jak dla mnie żadnego.

- Może miało sens, kiedy to pisałeś...

- To chyba najżyczliwsza rzecz, jaką usłyszałem od miesięcy” 


Cytat z filmu, który kończy się sceną, w której główny bohater, Elio, po rozmowie telefonicznej, siedzi i wpatruje się w ogień. Płacze. I ty, widzu, też płaczesz. Film, który porusza nas i sprawia, że w chłodny zimowy dzień robi się cieplej na sercu. Film, który jest lekiem na chandrę, otula jak ciepły koc i zadaje nam pytanie o nasze doświadczenie życia. Film, który jest pocztówką z Włoch, który zabiera nas do naszych wakacji pod Florencją. “Call me by your name” w reżyserii Luca Guadagnino. “Imieniem swym nazywaj mnie” lub (jak chce polski dystrybutor):  “Tamte dni tamte noce”. Premierę miał w 2017 roku, to wystarczająco czasu, by zobaczyć go z 20 razy. Fabuła:  lato roku 1983 roku, wakacje gdzieś na włoskiej prowincji, profesor zaprasza do siebie na letni urlop, swojego charyzmatycznego studenta Olivera, by w ciszy i spokoju mógł pracować nad doktoratem. Głównym bohaterem jest syn profesora - Elio, który po raz pierwszy tego lata się zakocha. Nie jestem dobra w streszczaniu akcji, jednak chciałabym w poniższym tekście zająć się analizą tego filmu, a zbierałam się do tego już wiele razy, ponieważ kocham ten film miłością prawdziwą. O samym filmie obiecuję jeszcze kiedyś napisać inaczej, więcej ale dziś postaram się zrobić to przez pryzmat myśli dwóch filozofów, którzy zdają się być kluczowi do zrozumienia tego filmu. Bohaterowie sami cytują ich czy odwołują się do ich twórczości. Mam wrażenie, że nie jest to przypadkowe.    

I

Dlaczego Oliver nie widzi sensu w twierdzeniu Heideggera o rozumieniu bytu u antycznych Greków? 

Odpowiedź jest prosta: ponieważ nie jest to komentarz do Greków, ale do relacji między dwoma głównymi bohaterami. W pierwszym akcie filmu, w jednej ze scen, Matka Elio określa Olivera nieśmiałym, co jest zupełnie niezrozumiałe, jako opis tego wesołego ekstrawertyka. Jest to jednak bardzo wnikliwa obserwacja; komentarz rzucony widzowi. Bohaterowie muszą pokonać swoją skrytość, by zrozumieć, jakim uczuciem się darzą. By zrozumieć tak naprawdę siebie.


Pojęcie bytu jest tak naprawdę kluczowe w filozofii Heideggera. Zauważa on, że owe pytanie o bycie pojawiło się już u starożytnych Greków (którzy będą nam nieustannie wracać w tej narracji), lecz zostało porzucone i zapomniane przez filozofów na rzecz pojęcia bytu. Na czym polega związek człowieka z byciem? Na pytanie, kim jest człowiek, nie chodzi o to, by wskazać jakąś esencję bycia człowiekiem, odpowiedź na to pytanie, według Heideggera, kryje się w tym, że człowiek “jest”. Człowiek, który jest, staje się jestestwem, które jest w świecie. Nie chodzi tu o bycie w jakimś miejscu. Bycie odpowiada zamieszkaniu w świecie, pozostawaniu ze światem z zażyłości; w pewnej bliskości, przebywaniem wśród innych bytów. Ten sposób bycia w świecie u Heideggera określany jest troską.  


Nie wiem, na ile jest to poprawne, ale załóżmy, że postać Olivera jest personifikacją filozofii Heideggera. Tak wydaje mi się rozsądnie interpretować tę postać. Oczywiście w wymiarze czysto symbolicznym. “Jestestwo jest bytem które charakteryzuje otwartość wobec tego, co ma spotkać, aprioryczne zainteresowanie tym, co ma zostać odkryte”. 

Oliver podchodzi do życia zachłannie biorąc wszystko, co tylko może; wypija sok morelowy jednym haustem. Ta symbolika owocu, moreli czy też brzoskwini (a może rajskiego zakazanego owocu?), jest w tym filmie bardzo istotna. Student jest bohaterem świadomym, wie, jakie ma podejście do życia. Zna siebie - kiedy przy śniadaniu zjada jedno jajko, a gospodarz proponuje mu kolejne, odmawia mówiąc: ”Znam siebie, jak wezmę następne, to się nie powstrzymam i wezmę kolejne i kolejne”. W scenie w ogrodzie Oliver mówi: “Proszę więcej soku morelowego”. Heideggerowskie jestestwo nie spotyka się z innym bytem na zasadzie teoretycznej. Filozof podkreśla, że jestestwo spotyka się w tym, co jest zaangażowane. “Owe zaangażowanie jest postacią interesowania się sobą (własnym bytem) a zatem odbywa się ono ze względu na samo jestestwo.”  


Tak można byłoby opisać relację między Oliverem a Elio, która ma miejsce od momentu pojawienia się tego pierwszego. Elio, który jest zdecydowanie młodszy, jest w fazie próbowania wszystkiego po raz pierwszy. Wszystkie smaki i kolory życia zachwycają go po raz pierwszy. Jego pragnienie świata jest nie do podrobienia. Ludzie, którzy nie są w stanie utożsamić się z tym bohaterem, nie mogą zrozumieć jego fascynacji Oliverem, który wnosi zupełnie inną jakość w jego nudne wakacje, przepełnione, komponowaniem muzyki, czytaniem, spędzaniem czasu nad rzeką czy graniem ze znajomymi w siatkówkę.   



II 

- “Czy jest coś, czego nie wiesz? 
- Nic nie wiem, Oliverze.
- Zdajesz się wiedzieć więcej niż ktokolwiek inny.
 - Gdybyś wiedział, jak mało wiem o tym, co ma znaczenie...
- To znaczy?
- Wiesz o czym.
- Czy mówisz to, o czym myślę, że mówisz? “ 

“Call me by your name”  jest filmem zupełnie niezwykłym, czerpiącym garściami z całego dorobku kultury europejskiej. Młody Ellio jest postacią, której możemy jedynie zazdrościć intelektualnego domu, w jakim dorasta, talentu muzycznego, pięknej włoskiej willi, w której spędza wakacje, Wzorce antyczne są jednak bardziej obecne niż jedynie w edukacji Ellio. Cały film przepełniony jest myślą filozoficzną starożytnych, sztuką. Ważne miejsce zajmują rzeźby. Sami Ellio i Oliver, obaj niezwykle klasycznej urody, wyglądają jak ożywione greckie posągi. W scenie z wykopaliskami Oliver dotyka posągu tak, jak później dotknie ust Ellio, dokładnie tym samym gestem - to jest ten smaczek ukryty przez reżysera, zupełnie nieuchwytny przy pierwszym seansie. W innej scenie jesteśmy świadkami rozmów między profesorem a Oliverem:


- “Piękna prawda - mówi profesor, wyświetlając slajd.

- Wszystkie są takie niesamowicie zmysłowe.

- Bo są bardziej hellenistyczne niż ateńskie z V wieku, zapewne stworzone pod wpływem Praksytelesa, największego rzeźbiarza antyku. Mięśnie są twarde, spójrz na jego żołądek, wśród tych rzeźb nie ma ani jednego prostego ciała, wszystkie są skręcone. Czasem nierealistycznie skręcone i tak nonszalanckie, stąd ich ponadczasowa dwuznaczność. Jakby prosiły się by je pożądać.”


 I znów jakby opisywał nie tylko greckie posągi.


Dom, w którym czytane są klasyki literatury i to w oryginale, obecność muzyki, fortepian na środku salonu, klasyczne piękno, wino - jak to włosi mają w zwyczaju. Aż by się chciało, by  za oknem aura była tak letnia, a powietrze ciepłe; by można było porzucić i zapomnieć o czapkach i rękawiczkach, by razem ze znajomymi zorganizować sympozjum pełne wina i poezji. Ah, a ja tylko przypomnę państwu, że chwilę temu nie znosiłam antyku. Zachwycające jest to, jak scenarzysta do spółki z reżyserem, z średniej jakości książki, stworzyli mistrzowski obraz, który zachęca człowieka, aby sięgnął do mistrzów malarstwa (monet scene - scena pierwszego pocałunku), mistrzów muzyki klasycznej (scena z młodym bachem) czy do klasyków myśli filozoficznej. 


Oczywistym trop interpretacyjny, który z perfidią i premedytacją pomijam, jest niewątpliwe pomysł na miłość starożytnych, którego można szukać między innymi u Platona (Różnica między czasami platona a latami 80. jest taka, że bohaterowie muszą się ukrywać z tym, co czują),  ale jak dla mnie "Call me by your name" nie jest filmem o miłości, ale o czymś. co określam bardziej fascynacją, doświadczaniem życia. W poprzednim tekście, który możecie znaleźć w zakładce kancik filozoficzny, szczegółowo opisywałam drogę Erosa i dlaczego nie ma nic lepszego niż więcej chłopców, dlatego też nie chcę już do tego wracać i po raz kolejny się powtarzać. Szukajcie tekstu pt. Zakochany człowiek absurdalny. W tym filmie zupełnie inny kontekst jest ważny. 

III 

W filmie nie raz widzimy, jak bohaterowie coś czytają, jednak najczęściej nie jesteśmy w stanie odczytać z okładki tytułu. Jedyną książką, której tytuł słyszymy są “Kosmiczne fragmenty” Heraklita. 


Heraklit jest jednym z presokratyków. Pochodził z Efezu, podobnie jak pierwsi filozofowie przyrody, którzy szukali budulca świata arche. Określa się go mianem filozofa ciemnego, ponieważ jego dzieła są niezwykle metaforyczne, pełne przenośni i epitetów. Mimo, że określił ogień jako arche, szukał on bardziej niż budulca, porządku leżącego u podstaw świata. Pogląd, który pochodzi od jego nazwiska - heraklityzm czy też wariabilizm - zakłada, że zasadniczą własnością rzeczy jest ich zmienność, teoria powszechnej zmienności.  Obrazem tej rzeczywistości staje się rzeka. Panta rhei, czyli wszystko płynie. Nic nie trwa wiecznie, “Niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki”;  “Natura jest ciągłą śmiercią i ciągłym rodzeniem się”.  Zupełnie inaczej niż twierdzi Heidegger. Heraklit twierdzi, że “nie możemy powiedzieć, że jesteśmy, bo jesteśmy i nie jesteśmy zarazem.”  I mimo że niektóre rzeczy zdają się trwać, to jest to tylko złudzenie. Nie ma bytu. Jest tylko stawanie się.  


Personifikacją tego poglądu w omawianym filmie zdaje mi się być Ellio, którego nie można określić, pozornie można mu przypisać parę epitetów, lecz on poprzez film przechodzi przemianę - "staje się" dopiero. I dopiero w tej zmianie zdaje się odkrywać siebie...


Tak jak film, jak lato, jak każdy wakacyjny romans - coś się kończy. Oliver wraca do swojej narzeczonej, będzie się żenił. Tkwił w życiu, w którym nie ma miejsca na wakacyjne romanse i zakazane owoce, a Elio już nigdy nie będzie taki sam. Te wakacje będą definiować go do końca jego życia. 


“Metafizyka u Heideggera jest wykroczeniem poza to, co bezpośrednio dane,  w poszukiwaniu ostatecznej podstawy pozwalającej na to, co można pojąć jako całość. Ale metafizyka nie była w tym wykroczeniu dotąd dość radykalna - nie sięgała bowiem nicości - a tylko od strony nicości to, co jest, daje się ująć jako całość. Nicość nie oznacza tu jednak metafizycznej pustki. Jest to pewien stan egzystencjalny. Szczególny sposób ludzkiej obecności, mianowicie “znajdowanie się w trwodze”. Znaczy to również, iż warunkiem metafizyki jest ludzka egzystencja, ale dotychczasowa metafizyka nie zdawała sobie z tego sprawy i dlatego też ona sama jest dla Heideggera świadectwem takiego “znajdowania się w bycie”, które raczej było “zatraceniem się” w nim."


W drugim akcie filmu, kiedy już pod sam koniec widzimy Olivera, który patrzy na swojego śpiącego kochanka i jest smutny - uświadomił sobie, że lato się kończy (bo musi się skończyć).


“To, że rzeka płynie, nie oznacza, że wszystko się zmienia, a więc nie możemy doświadczyć ich raz jeszcze. Chodzi o to, że niektóre rzeczy pozostają takie same, tylko zmieniając się” 



Ten film zachwyca, ponieważ nie jest o wakacyjnej miłości, ale o nas i o tym, jak doświadczamy życia. Jaką postawę przyjmujemy wobec świata. O tym, jak można pięknie zatracać się w życiu, smakując wszystkich jego barw kolorów i smaków; o tym, jak wszystko jest relatywne i zmiennie; jak drugi człowiek zmienia nas, jak dobrze jest dorastać. I o tym, że nie ma na świecie nic piękniejszego niż szczerze i autentycznie zachwycić, zafascynować się drugim człowiekiem.   



Panna z mokrą głową