Jak wam idzie organizacja strajków? Działacie prężnie w Opolu.

Jest dobrze, ponieważ mamy dużo osób do pomocy - Tęczowe Opole, OSK, Młodzi Razem, opolska Wiosna i Młoda Lewica. Jest nas dużo, dużo rąk do pracy i dużo głów do myślenia. To jest bardzo komfortowa sytuacja, z jednej strony ręce do pracy, a z drugiej doświadczenie. Idealny układ.


Kiedy kolejny spacer?

Dobre pytanie. Od ostatniego strajku nie było żadnego odzewu na grupie organizatorskiej, więc trzeba tam chyba kijkiem popchnąć.


Skoro tak, to was motywuję. Róbcie, działajcie, bo tym razem chciałabym się przejść, a nie szukać was po całym mieście.

Niestety, to jest zawsze problem. Próbujemy to wyważyć, bo fajnie byłoby dać ludziom znać, gdzie idziemy, a z drugiej strony narażamy się wtedy, na to, że będą z nami jakieś szemrane typy. Niestety, prawda jest też taka, że my nie wiemy, którędy będziemy iść.


Rozumiem, że widziałeś tych obrońców przed katedrą?

Tak, tak. Na pierwszym strajku, kiedy szliśmy obok katedry. Idę z tym megafonem, krzyczę sobie i w pewnym momencie ktoś mnie klepie w ramię. Obracam się i patrzę na tych byczków szerokich jak szafy trzydrzwiowe.


Mało rzeczy przeraża mnie bardziej niż ci ludzie, którzy tam stoją. Zastanawiałam się, czy to jest organizowane odgórnie czy to jest taka potrzeba oddolna.

Tego nie wiem.


No nic, w takim razie chyba zaczniemy nasz wywiad od tematu edukacji, bo to podstawa. Mam wrażenie, że będziemy mówić rzeczy, które były powiedziane już milion razy, ale może na tym polega aktywizm - że trzeba mówić.

Tak, w dużej części tak.


Może zacznę. Nazywam się Ola i moje zaimki to ona/jej. Jak ty chciałbyś być przedstawiany?

Chyba najwygodniej Mikołaj, zaimki on/jego, chociaż dość swobodnie podchodzę do tego, jak ludzie chcą mnie czytać: Mikołaj, Miko, Dzięciołowski Mikołaj. Wszystko zależy od okoliczności.


Co robisz ze swoim życiem? Jesteś aktywistą?

Dobre pytanie. Tak, staram sie działać głównie aktywistycznie, na tyle, na ile zasoby pozwalają na dany moment. Jest to trudne pytanie w dobie pandemii, bo czasem staram się myśleć o sobie jako o osobie działającej, ale patrząc na to, jak mało można teraz robić, ciężko tak o sobie mówić.


Widziałam wasze ostatnie live’y na Tęczowym Opolu o wyjściu z szafy i naprawde się staracie i robicie to dobrze. Dużo osób było chyba zaangażowanych w tego live’a, dużo osób oglądało, pisało komentarze i lajkowało. Bardzo cool rzecz.

To jest właśnie super forma angażowania innych. Możemy wrzucać jakiś post edukacyjny, możemy story na instagramie, ale są formy, które nas jeszcze bardziej oddzielą od ludzi, dla których tworzymy. To jednak nie powinna być relacja twórca-odbiorca, tylko bardziej społeczność.


No jasne. My z Seneką zawsze staramy się stać po dobrej stronie barykady i w jakiś sposób edukować, dlatego dzisiaj w tej rozmowie będziemy posługiwać się takimi pojęciami jak osoby cispłciowe i osoby trans. Czy chciałbyś wytłumaczyć w bardzo skrótowej formie, o co chodzi?

Naturalnie. Osoby cispłciowe, to osoby, których płeć nadana im przy urodzeniu pokrywa się z płcią i tożsamością, którą odczuwają. Analogicznie osoby transpłciowe to osoby, których płeć nadana przy urodzeniu nie zgadza się z ich identyfikacją.


Bardzo proste rozróżnienie. To są rzeczy takie oczywiste, które wydają się już neutralne, ale potem cały czas spotykam kogoś, kto nie ma pojęcia, o co chodzi.

Racja. Ja na przykład mam tak - siedzę na jakichś grupach facebookowych i coraz częściej przewijają się tam terminy typ, AFAB i AMAB, czyli assigned female at birth i assigned male at birth. Nadal to jest totalne novum i masa ludzi pierwszy raz się tak naprawdę spotyka z tymi terminami.


Powiedz mi, dlaczego strajk kobiet nie dotyczy tylko kobiet cis i hetero?

Przede wszystkim nie dotyczy tylko kobiet, ponieważ nie tylko kobiety posiadają macice. Tak byłoby w idealnym świecie, niestety w takim nie żyjemy. Część osób transpłciowych też je posiada - część trans mężczyzn przed operacją usunięcia ich oraz niektóre osoby niebinarne, którym przy urodzeniu nadano płeć żeńską. Również część osób interpłciowych posiada macicę i część z nich jest w stanie nadal zajść w ciążę. Nas też naturalnie dotyka ten problem, ponieważ też możemy zajść w ciążę niechcianą, zagrażającą naszemu życiu lub ciążę z czynu zabronionego. Jesteśmy tak naprawdę na tym samym poziomie zaangażowania w ten problem, dotyka on nas w ten sam sposób.


W mojej bańce informacyjnej zrobiła się duża  drama o sformułowanie ,,osoby z macicą” i bardzo próbowałam zrozumieć, dlaczego to jest takie przerażające. Chyba główny argument jest taki, że jest to próba jakiegoś lobby osób trans przejęcia tego strajku i wysunięcia kobiet z walki o swoje prawa. Co o tym myślisz?

Po części staram się patrzeć na to w ten sposób, że kobiety były przez lata opresjonowane (nadal są, bo żyjemy w patriarchalnym społeczeństwie, które krzywdzi nas wszystkich, ale kobiety głównie) i ja rozumiem tę ich potrzebę. Kiedy walczą o coś, co w ich pojęciu jest tylko ich walką, bo na przykład nie mają świadomości o istnieniu osób transpłciowych, to kiedy nagle pojawia się dość widoczny movement kierujący uwagę na nas, one mogą mieć poczucie takiego odbierania tematu. Dlatego myślę, że tak ważne jest tłumaczenie tego, że tak naprawdę jedziemy na tym samym wózku. Myślę, że to jest też po części kwestia tego, że termin ,,osoby z macicami” (w mojej opinii najlepszy, jaki mamy), może brzmieć trochę przedmiotowo, a nie podmiotowo - jako jest sprowadzanie osoby do roli narządu rozrodczego.


Myślę sobie, że hasło ,,kobiety, osoby transpłciowe i niebinarne” jest za długie na transparenty i to jest jakiś skrót. Mam wrażenie, że w związku z tą sytuacją obudziło się środowisko radykalnych feministek, które określa się jako TERFki. Co to jest za ruch i pomysł w feminizmie?

TERFkami określa się radykalne feministki, które z różnych względów wykluczają osoby transpłciowe. Ja się spotykałem z różnymi narracjami, które tłumaczyły ich podejście do rozumienia feminizmu, np. w ten sposób, że osoby, którym przy narodzinach nadano płeć męską, a identyfikują się nie jako mężczyźni, korzystają z tego, że w naszym patriarchalnym społeczeństwie oni są opresorami. Wybierają sobie inną identyfikację, dzięki której stawiają się w roli ofiary, żeby mieć z tego jakiś profit.


Okej, to brzmi bardzo, bardzo dziwnie.

To brzmi bardzo strasznie, zwłaszcza, że w tym samym artykule, w którym to czytałem, było dosłownie określenie, że penis jest narzędziem opresji.


Bardzo freudowsko. Czytałam jakieś badania, gdzie zajmowano się osobami wykluczanymi ze względu na płeć. Pisano, że osoby, które rezygnują z tego ,,przywileju’’ jakim jest bycie mężczyzną na rzecz bycia tą kulturowo słabsza kobietą, są na jakimś najgorszym miejscu w tej hierarchii przywileju, bo jest to trudna pozycja w patriarchalnym środowisku. Budzi się we mnie taka niezgoda, że feminizm, który walczy o to, żeby istniała równość niezależnie od płci, walczy wolność samoekspresji tak dla kobiet, jak i dla mężczyzn, miałby nagle wykluczać osoby trans.

Wydaje mi się, że to może być też troszeczkę taki aspekt, że (przynajmniej w obecnych czasach) w perspektywie patrzenia na Polskę bardziej widoczni są trans mężczyźni niż trans kobiety. A trans mężczyźni mają macice, więc część z nich jest bardzo zaangażowana w te strajki. Wydaje mi się, że niektórym z tych osób po prostu może zgrzytać, że mężczyźni pakują się w ich strajk, że mężczyźni pakują się w feminizm, mówiąc o kobieco pojmowanych tematach jak okres, jak rodzicielstwo, ciąża. Wydaje mi się, że to może być ten powód zgrzytający.


Ostatnio na Instagramie spotkałam z takimi dużymi hasłami, że okres nie ma płci, że Strajk Kobiet nie ma płci, że aborcja nie ma płci. Myślę sobie, że to jest droga, która pozwoli trochę wyjść z takiego binarnego podziału, w którym cały czas żyjemy. Myślisz, że dojdziemy do takich czasów, kiedy binarny podział nie będzie już tak istotny?

Generalnie teraz, patrząc na świat (i jeśli nasz świat przetrwa, patrząc na katastrofę klimatyczną) myślę, że tak. W Polsce zajmie to jednak dużo dłużej niż w innych częściach świata, ale wydaje mi się, że do tego wszyscy dążymy. Ogólnoświatowo zaczynamy zauważać, że niebinarne pojęcie płci nie jest wcale pojęciem nowym, bo ciągnie się od setek lat w różnych kulturach, na różnych kontynentach i częściach świata. Zawsze może być różnie określane - nie jako niebinarność, bo stosowano różne terminy w danych regionach, ale to się przewijało w kulturze wszędzie. Jednak teraz adresujemy te sprawy i próbujemy je zrozumieć na podłożu medycznym. Mamy przed sobą dużo badań, bo o tyle, o ile binarna transpłciowość jest już całkiem dobrze zrozumiana, tak niebinarność  w medycynie raczkuje. Jeszcze kawałek.


Jak określasz swój feminizm? Jesteś mężczyzną bardzo mocno zaangażowanym w działania aktywistyczne, ale tez masz za sobą doświadczenie bycia socjalizowanym do bycia kobietą w społeczeństwie i pomyślałam, że to bardzo ciekawe jak ty postrzegasz feminizm.

Nie zastanawiałem się jakoś szczególnie nigdy nad tym tematem. Pozostałem chyba na takiej definicji, że feminizm walczy o wolność wyboru dla każdego, dopóki twój wybór nie narusza bezpieczeństwa i komfortu drugiej osoby. To wszystko jest super. Chodzi o to, żeby każda osoba miała ten wybór w życiu niezależnie czy chce mieć dzieci, czy nie; czy chce wyglądać zgodne z panującymi normami w społeczeństwie, czy też nie. Muszę jednak przyznać, że jestem troszeczkę zagubiony w tych wszystkich nurtach feminizmu i muszę na pewno zrobić research na ten temat. Wiem, że radykalny feminizm brzmi nieco niebezpiecznie, patrząc na korespondujące z nim poglądy, ale też jest masa innych nurtów. Koniecznie muszę sobie trochę doczytać.


Lata ci to zajmie. Istnieją całe studia (gender studies), jest tego mnóstwo. Najciekawsze jest to, że feminizm ma nurty, które są  sprzeczne międzysobą. Zupełnie inny wydźwięk ma czarna kobieta, która mówi o sobie jako o feministce, niż biała katoliczka mówiąca, że jest feministką. Jest to bardzo szerokie. Bardzo trudno też mówić o feminizmie (szczególnie w takim kraju jak Polska), gdzie jest tak duże niezrozumienie i tak mało chęci do zrozumienia, czym ten feminizm jest.

To prawda, bo wielu z nas zatrzymało się na pojęciu, że feministki to są te szalone kobiety z krótkimi włosami, które nienawidzą mężczyzn.


Tak, zawsze mają też grzywki i są brzydkie, grube, samotne i nieszczęśliwe. Może Strajki Kobiet zmienią to postrzeganie. Wiesz, Opole nie jest dużym miastem i widziałam wiele osób, których zupełnie nie spodziewałam się spotkać, szczególnie w październiku czy listopadzie, gdy przetaczała się największa fala protestów. Osoby, które nie identyfikowały się jako feministki w świadomy sposób, przyszły z tym transparentem trochę pomarznąć i trochę pokrzyczeć. Może to będzie pierwszy krok do zmiany postrzegania feminizmu w Polsce?

Być może to prawda. Podczas pierwszej fali strajków też miałem spostrzeżenie, że to był duży krok do, po pierwsze, radykalizacji niektórych osób, a po drugie, ten pierwszy kroczek do wprowadzenia części osób w feminizm. Może niektórzy przyszli, bo ktoś bardziej zaangażowany z ich grona znajomych przyszedł. Może dlatego, że coś takiego dotknęło ich, ich rodzinę czy znajomych. To wydaje mi się bardzo ważnym doświadczeniem - zobaczenie, że na tych strajkach przede wszystkim widzimy ludzi z przeróżnych miejsc w społeczeństwie. Ja na przykład ostatnio się zdziwiłem, widząc młodych libertarian na strajku i miałem przez chwilę taki zonk, ale potem pomyślałem sobie, że to jest dość niesamowite, że w tak podzielonym kraju jak Polska znalazło się coś, co połączyło nas wszystkich w jednym celu i przyszliśmy z tymi transparentami krzyczeć na ulicach.


Coś w tym jest. Dużo flag się widziało - od tych czarnych po czerwone i tęczowe. Tak sobie pomyślałam - wyobrażasz sobie feminizm bez osób trans? Patrząc na niepokojące wywiady czy teksty, które ukazały się w dużych gazetach jak Wysokie Obcasy albo w Gazecie Wyborczej, jak myślisz, czy polska odnoga feminizmu może pójść w radykalny TERFizm? Wydaje mi się, że byłaby to kompletna katastrofa.

Zdecydowanie. Ja tak myślę głównie dlatego, że mnie by to dotykało osobiście. Mam też czasem taką refleksję, że osoby trans, po pierwsze, nie tylko należą do tego ruchu, ale, po drugie, i jest to bardzo ciekawe - taka osoba socjalizowana do jednej roli, przyjmuje drugą w trakcie życia. Pozwala to na rzadko spotykany szeroki ogląd na standardy społeczne dla jednej i drugiej płci postrzeganej binarne i to, jak się one zmieniają. Myślę, że jest to cenna informacja dla feminizmu, bo pozwala spojrzeć na aspekty, w których to mężczyźni obrywają przez patriarchat. Myślę, że jest to bardzo ważne, żeby uświadomić (zwłaszcza cis mężczyzn), że oni też mają problem przez patriarchat. Wydaje mi się, że to jest trudne do zauważenia, bo przez lata mówi się im, że mają być twardzi, nie płakać, nie okazywać emocji i zajmować się tym, co trzeba. Potem, kiedy ktoś im mówi: ,,potrzebuję, żebyś okazywał emocje”, to ja rozumiem, że są oni w patowej sytuacji, bo nikt ich tego nie nauczył, nikt im nie pokazał. Nie mają wiedzy i narzędził, ale można się tego nauczyć. Staram się zrozumieć, że włącza się im taka obrona, bo jest to coś nowego i niezrozumiałego.


Mnóstwo jest teraz takich głosów, które mówią, że ,,my biedni, biali hetero mężczyźni jesteśmy uciskani i prześladowani”. Witamy w naszym świecie, kochani. Wiesz, feminizm, który ma walczyć z wykluczeniem, zaczyna wykluczać, to nie ma to żadnego sensu. Możemy pójść dalej - jest wiele osób publicznych, które w ostatnim czasie popłynęły z homofobią czy transfobią w kontekście strajków kobiet. Inne osoby tkwią w tym od dawna, jak na przykład taka J.K. Rowling. Ona będzie się już chyba zawsze pojawiać przy tematach osób trans. Co myślisz o tzw. cancel culture, która całkowicie wyrzuca takie osoby, daje unlike’i blokuje na twitterze - czy to jest dobry pomysł? Ja nie jestem osobą trans, co nie daje mi pełni możliwości doświadczenia, jakbym się czuła, gdyby ktoś pisał o mnie okropne rzeczy. Dlatego też ciężko jest mi czasem wyważyć, czy zablokowanie kogoś albo nie czytanie ,,Harry’ego Pottera” już nigdy w życiu, jest dobrą drogą. Co myślisz o takiej kulturze?

Powiem tak, staram się (kiedy myślę chłodno) mieć takie podejście, że każdy popełnia błędy. Wiem, że na pewno ja też nasadziłem jakieś kwiatki w moim życiu aktywistycznym, wypowiadając się w różnych sytuacjach. W mojej opinii, wszystko rozbija się o to, jak dana osoba reaguje na zwrócenie uwagi, np. ,,hej, napisałeś/aś to i to, jest to nie okej, ponieważ bla bla bla”. Ważna jest reakcja. Jeśli faktycznie nastąpi jakaś refleksja typu: ,,okej, zajrzę do źródeł i przeredaguję ten tekst”, to jest to absolutnie poprawna reakcja. Jeśli natomiast ktoś, tak jak wspomniana autorka, brnie w to i brnie w taki bardzo szkodliwy sposób, nie może to być akceptowane. Nie pamiętam już, czy ona tylko udostępniała, czy była zaangażowana w tworzenie takich bardzo transfobicznych przypinek, że trans faceci to nasze siostry - tego typu slogany na przypinkach. Może kiedyś dojdzie do refleksji u tej osoby i ja wtedy osobiście rozważyłbym wybaczenie, ale doskonale rozumiem innych, którzy mają bardziej radykalne podejście. Wiesz, jeśli robisz lata gówna, robiąc krzywdę, to absolutnie nie spodziewaj się, że jeśli przeprosisz, to wszystko naprawisz i będziemy okej.


Ostatnio przygotowuję się do olimpiady, dużo czytam i myślę sobie, że jest źle. Przez lata biała, męska, hetero perspektywa była tą docelową, że teraz nie ma żadnych świętości. Picasso był mizoginem, podobnie twórcy literatury, którą do dziś czyta się w szkole. Tak taki Sienkiewicz był rasistą i co z tym zrobić? Bardzo mnie to zastanawia, czy teraz wyrzucamy wszystko do kosza i mamy zero Sienkiewicza w szkole, czy na przykład wystarczy notka mówiąca, że jego opisy nie są okej? Gdzie jest ta granica i na ile można zanegować fragment sztuki? Dlaczego pewne rzeczy dotrwały do dzisiaj i są w kanonie, a inne nie?

Ja na pewno byłbym przeciwny wyrzucaniu takich dzieł. Można się spierać, jak bardzo są one szkodliwe, ale jednak z jakiegoś powodu przetrwały tyle i najwyraźniej były ważne historycznie dla naszego narodu - tak, jak inne dzieła dla innych narodów. Na pewno byłby potrzebny komentarz przy omawianiu tych treści które są nie okej, chociaż jestem bardzo sceptyczny, czy to mogłoby mieć kiedykolwiek miejsce - chociażby dlatego, że, kiedy w szkole mówimy o Safonie, to powodzenia, aby usłyszeć, do kogo jest adresowana ta twórczość.


To jest też ciekawa historia, że bardzo niewiele z jej tekstów zostało zachowanych do dziś z powodu cenzury ojców Kościoła - oprócz tego, że palono jej teksty, to też przepisywano, używając formy męskie, żeby ta miłość nie była broń boże jakaś safoniczna. Ostatnio widziałam dwa seriale, gdzie bardzo ważne miejsce zajmowały osoby trans. Nadrobiłam w końcu ,,Euforię”, gdzie główna bohaterka jest trans dziewczyną i jest cudowna. Również na HBO ten sam ziomek, który nakręcił ,,Call me by your name”, zrobił serial ,,We are who we are” (po polsku ,,Tacy właśnie jesteśmy”). Serial opowiada o nastolatkach, którzy mieszkają we Włoszech w amerykańskiej bazie wojskowej i odkrywają siebie. Brzmi dziwnie, ale jest to przepiękny serial, który mocno polecam. Widziałam oba seriale po sobie i w obu był bardzo mocno poruszony motyw transpłciowości. Pomyślałam: ,,wow, czy to jest jakaś nadzieja, że będzie normalnie?” Czy kultura będzie bardziej inkluzywna, pełna kolorowych ptaków, pełna, nie nienawiści, a miłości?

Wydaje mi się, że powolutku na pewno (może nie na pewno, bo nie wiadomo, co się stanie). Jeśli utrzymamy ten trend, to w końcu powolutku do tego dotrzemy. To prawda, że ostatnio w dziełach kultury przewija się więcej postaci nieheteronormatywnych i nie cispłciowych, a to jest jednak rzadsze. Ja mam w ogóle troszeczkę taki rozdźwięk, bo jednak widzę tego trochę w kulturze, ale kiedy patrzę na podejście medyczne w Polsce, to idzie to strasznie wolno, wręcz stoi na niektórych polach. Jestem zawsze pod bardzo negatywnym wrażeniem, że to jest tak powolne w Polsce. Jakby, co się dzieje?


Nie chcę być taką Kasandrą, ale przesuwamy bardzo mocno okno dyskusji na prawo. Teraz aborcja, potem rozwody, potem obozy koncentracyjne dla osób tęczowych. Śmieję się, bo to brzmi bardzo radykalnie, ale takimi małymi kroczkami idziemy w tył, a nie w przód. Nie wiem, co będzie z tą Polską.

To prawda, zwłaszcza patrząc na propozycje zmiany kraju, które były wysuwane przez poprzednich kandydatów przy wyborach prezydenckich. Spójrzmy na przykład na kandydata Konfederacji, który postulował między innymi to, żeby zakazać osobom transpłciowym zmiany danych metrykalnych. Może brzmi to jak niezbyt duza sprawa dla osób nie w temacie, ale ja jestem w trakcie zmiany tych danych metrykalnych. Pierdzielę się pod tym kątem dość intensywnie i to jest duży problem. Dzwonię przykładowo do sądu i mówię: ,,Dzień dobry tutaj x. Potrzebuję takich akt” Odpowiedź: ,,ale to poszkodowana dziewczyna musi dzwonić”. ,,Ja zapewniam, że to jestem ja” - ,,Ale to poszkodowana musi dzwonić”. Nie pokażę dowodu przez telefon.


Ja nie mogę. Życzę ci dobrych ludzi na tej drodze, takich, którzy będą jakoś wspierać, bo to brzmi tragicznie. Bardzo przeraża mnie to, że żyję w kraju, gdzie moim marzeniem jest, żeby osoby tej samej płci mogły wziąć ślub, mieć dzieci, być szczęśliwe, żeby osoby trans nie musiały pozywać własnych rodziców o zmianę dokumentów, motyla noga. Trochę zazdroszczę ci też, nie powiem, optymizmu, ale i takiej siły do działania, bo ja ostatnio chcę się schować pod koc i nie wychodzić. Albo emigrować gdzieś dalej.

Absolutnie okej jest też ważenie sił na zamiary. Powiem ci, że ja podczas pierwszej fali strajków nie byłem na prawie żadnym, ponieważ wtedy miałem covida. Byłem tak strasznie wściekły i bardzo długo katowałem się w głowie, że nie mogłem tam być. Leżałem po prostu połamany w tym łóżku, nie mogąc być na strajku. Później naszła do mnie refleksja, że w sumie tak dużo się działo, że byłem przytłoczony, czytając o tych wydarzeniach. To już było dla mnie dużo. Czułem się zmęczony i czułem się przerażony tą sytuacją. Gdybym ja wtedy jeszcze nawalał na te strajki codziennie, to czekałoby mnie pół roku rehabilitacji aktywistycznej.


Ja miałam trochę inaczej. To, że mogłam pójść z ludźmi, którzy się drą na tej ulicy, było takie wyzwalające. Byłam tak bardzo przerażona tym wszystkim, ale przyjaciółka złapała mnie za rękę i poszła ze mną. To była jedyna rzecz, którą mogłam wtedy zrobić. No nic. Czego życzymy sobie na koniec? Czego życzymy aktywistom?

Szerokie pytanie. Jeśli miałby czegoś życzyć aktywistom, to przede wszystkim uwagi na siebie. W Polsce jest tyle tematów, którymi trzeba się zająć aktywistycznie, że możnaby od rana do nocy siedzieć, nawalać copy, pisać posty, umawiać się na spotkania i strajki, ale nie o to chodzi. Wydaje mi się, że o tym się często zapomina, o uwadze na siebie. Jeśli wyeksploatujesz siebie do końca, nie wiesz, kiedy i czy w ogóle wróci ci ta siła do działania.


Przerażające jest to, że za chwilę ta walka aktywistyczna pójdzie do sądów, nie na ulice. Czego życzysz feministkom w Polsce?

Życzyłbym chyba przede wszystkim zrozumienia, że osoby trans nie są zagrożeniem i że my też nie postrzegamy feministek jako zagrożenia. Jedziemy na tym samym wózku. Chciałbym widzieć feminizm tak idealistycznie - jako ten ruch siły, który idzie razem.


A czego życzysz skrajnej prawicy w Polsce?

Niektórym na pewno miłości do samych siebie, bo mam taką refleksję, że czasem to z braku takiej miłości i akceptacji samego/ej siebie wynika dużo problemów. Nie tylko w prawicy oczywiście, to jest uniwersalna kwestia.


A czego życzyć Mikołajowi Dzięciołowskiemu?

Żebym w końcu wstawał na lekcje punktualnie, bo to jest mój problem na zdalnym nauczaniu.


Tak, ciężko jest. I feel ya. Dzięki za rozmowę.

Dziękuję.









Wywiad został przeprowadzony 4 lutego przez Aleksandra Orlikowska