Propozycja II – Pojezierze Nyskie
TRASA:
Kamieniec Ząbkowicki – Paczków – Otmuchów - Nysa
DŁUGOŚĆ:
ok 50 km
CZAS WYCIECZKI:
4-5 h
Tym razem, jadąc z Opola, nie obędzie się bez przesiadki. W Opolu wsiadacie do pociągu do Wrocławia, a tam przesiadacie się, ostatecznie dojeżdżając do Kamieńca Ząbkowickiego. Jeśli chcecie nieco dokładniej poznać historię rejonu Kamieńca, warto na początku udać się pod kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, gdzie znajdziecie tablice z pewną ciekawą historią, rodem z romansu. W razie, gdybyście jednak nie mieli ochoty czytać na dworze, historię dóbr kamienieckich streszczę tutaj.
Kiedy w 1810 roku nastąpiła kolejna sekularyzacja Prus, dobra pocysterskie w okolicach Henrykowa i Kamieńca Ząbkowickiego kupiła Wilhelmina Fryderyka Luiza – żona pierwszego króla Niderlandów. Jej córce Mariannie, która wyszła za swojego kuzyna Albrechta von Hohenzollern (nie tego od Hołdu Pruskiego) nie spodobała się etykieta dworu pruskiego, więc zaraz po śmierci matki razem z mężem przeniosła się do pięknie usytuowanych dóbr kamienieckich. Była bardzo zaangażowana w rozbudowę sudeckiego majątku, który wynosił końcowo 2 miasta, 35 wsi i 16 hektarów innych ziem. Wybudowała piękny romantyczny pałac wzorowany na pałacach szkockich i angielskich, a także sieć dróg, 26 leśniczówek, hutę szkła, kamieniołom, kościół ewangelicki, cmentarz, dom samotnej matki i sierociniec. W czasie głodu rozdawała okolicznym mieszkańcom pożywienie, więc nic dziwnego, że w jej ukochanych włościach zwano ją „Dobrą Panią”. Niestety jej związek nie miał się najlepiej. Z mężem całkiem różnili się temperamentami, a w dodatku Albrecht ciągle ją zdradzał. W roku 1844 podjęli decyzję o rozwodzie.
Marianna wyjechała i podróżowała po Włoszech i Holandii, gdzie w jej otoczeniu pojawił się Johannes van Rossum. Na początku był on lokajem Albrechta, później stał się bibliotekarzem księżnej, następnie jej koniuszym, a końcowo osobistym sekretarzem, powiernikiem i… kochankiem.
Romans z Rossumem wywołał wielkie poruszenie na obu dworach i stał się pretekstem do wniesienia przez Albrechta oficjalnego pozwu rozwodowego. Skandal stał się jeszcze większy, gdy na jaw wyszła ciąża księżnej. Kiedy już urodziła syna – małego Johannesa, zakazano jej kontaktu z „legalnymi” dziećmi (nie mogła przyjechać nawet na pogrzeb córki), a także przebywania w Prusach dłużej niż 24 godziny z każdorazowym obowiązkiem meldowania się na policji. By móc doglądać swoich dóbr, Marianna zakupiła odległy zaledwie o kilkanaście kilometrów majątek Weisswasser (po stronie austriackiej), z którego miała widok na swoje dobra po drugiej stronie granicy.
Nic dziwnego, że Marianna ukochała te strony. Piękne skały, widoki na góry i cudowne lasy urzekną nie jedną osobę. Spod kościoła koniecznie trzeba udać się pod wspomniany wybudowany przez księżną pałac. Zbudowana z kamienia i pomarańczowej cegły budowla pięknie prezentuje się wśród drzew, częściowo sama porośnięta zadbanym bluszczem. Budowa zamku trwała prawie 33 lata, a jej cena to równowartość trzech ton złota!
Niekwestionowanym atutem dzisiejszej trasy jest piękna przyroda, która oddziałuje jednocześnie na wszystkie zmysły – świergot ptaków w uszach, horyzont pełen niosącej spokój zieleni, świeża woń, co tydzień inna, bo kwitną inne rośliny. I oddziałujące na zmysł dotyku owady, co jakiś czas zderzające się z nami w locie.
Podróż do Paczkowa odbywamy wałem Jeziora Paczkowskiego, a kiedy już do niego dotrzemy, możemy wybrać się do muzeum gazownictwa. Jeśli jednak owe muzeum nie jest tym, co tygryski lubią najbardziej, warto pojechać na paczkowski rynek i zobaczyć piękny ratusz, zbudowany w pierwszej połowie XVI w.. Paczkowska wieża ratuszowa jest jedną z najlepiej zachowanych renesansowych wież na Śląsku. Z tej dziewięciokondygnacyjnej budowli rozpościera się piękny widok na całe miasto. Dalej sugeruję pojechać do kościoła św. Jana Ewangelisty. Budowlę wzniesiono w drugiej połowie XIV w., ale jego obecny wygląd to efekt przebudów wieku XVI, spowodowanych obawą najazdu Turków. Kościół w Paczkowie jest jednym z zaledwie 17 obronnych budowli sakralnych w Polsce. Jego architektura sugeruje, że jest on raczej zamkiem warownym, niż miejscem modlitwy. Znajduje się w nim jedyna w Europie studnia umiejscowiona wewnątrz kościoła. Turcy nie doszli do Paczkowa, więc profilaktyczne zabiegi obronne poszły na marne.
Kościół św. Jana nie jest jedyną obronną częścią Paczkowa. Ze względu na świetnie zachowane mury obronne Paczków nazywany jest „polskim Carcassone”. Mury sięgające nawet do 7m okalają miasto regularnym owalem o długości 1200m. Dawniej mury sięgały 9m, a w ich ciągu umiejscowione były 24 łupinowe baszty, z których do dziś zachowało się 19. Po części murów można spacerować, co daje niezwykłe wrażenie przeplatania się współczesności z minionymi czasami.
Z Paczkowa dojeżdżamy do Jeziora Otmuchowskiego i pedałujemy jego wałem aż do Otmuchowa. Na miejscu warto zobaczyć kościół, będący jednym ze sztandarowych opolskich kościołów barokowych. Nieopodal kościoła leży też Otmuchowski zamek. Budowla ta pochodzi już z początku XIX w.. Zamek na przestrzeni lat był wielokrotnie rabowany, burzony i na powrót odbudowywany. Kiedy biskup wrocławski Przecław z Pogorzeli wybrał Otmuchów na siedzibę księstwa biskupiego, zamek rozbudowano, a w jego skarbcu biskupi przechowywali swoje skarby, pieniądze i kosztowności, co wcale nie przysłużyło się zamkowi, bo na taki majątek już ostrzyli swoje zęby Husyci. Zdobyli go zdecydowanie prościej niż się tego spodziewali, bo tchórzliwy właściciel zamku oddał go bez walki, w zamian za możliwość swobodnego opuszczenia zamku przez osoby w nim przebywające. Właściciela wkrótce schwytano i ścięto na wrocławskim zamku. Kiedy po długim, burzliwym okresie wreszcie pozbyto się Husytów z zamku, nadal był on ulubioną rezydencją wrocławskich biskupów, którzy wkładali w jego rozbudowę i unowocześnienie wielkie fundusze. Niestety w czasie wojny trzydziestoletniej budowla padła najazdowi Szwedów, którzy pozostawili po sobie zgliszcza. Rezydencja znowu podniosła się dzięki wrocławskim biskupom, którzy się nie poddawali.
Do dziś w zamku zachowały się między innymi 2 cele śmierci, udostępnione zwiedzającym. Na wieży zamkowej znajduje się punkt widokowy, z którego rozpościera się piękny widok na całe miasto.
Z Otmuchowa, wałem największego z mijanych dziś jezior – Jeziora Nyskiego, jedziemy prosto do Nysy. Będąc w tym mieście zdecydowanie warto przyjrzeć się pozostałościom obwarowania miasta. Pierwsze nyskie obwarowania powstały już w połowie XIV wieku. Z tego okresu zachowały się tylko dwie wieże przybramne, dwie baszty zamkowe i nieliczne fragmenty murów, czyli nieliczna część zabudowy. Większość fortyfikacji możliwych do oglądania w Nysie pochodzi z późniejszego okresu. Ok. 1700 roku ukończono budowę pierścienia obwałowań ziemnych z dziesięcioma bastionami osłoniętymi szeroką fosą, co uczyniło Nysę jedną z najsilniejszych ówczesnych twierdz na Śląsku. Z dziesięciu bastionów ocalił się tylko jeden – Bastion św. Jadwigi. Obecnie pełni on rolę informacji turystycznej i ośrodka kulturalnego, można również znaleźć w nim sale prezentujące historię twierdzy.
W 1741 roku miasto zostało podbite przez wojska pruskie, co wpłynęło na znaczne unowocześnienie twierdzy. Kwota, którą król Prus Fryderyk II przeznaczył na rozbudowę twierdzy tylko przez pierwsze dwa lata była równowartością 12 ton srebra. W latach 1743-45 powstaje Fort Prusy, czyli potężna, dwukondygnacyjne cytadela, będąca jednym z najcenniejszych zabytków Nysy. Wszelkie fortyfikacje nie były jednak w stanie powstrzymać w 1807 roku Napoleona przed przejęciem miasta. Od tego momentu prace obwarowujące Nysę mocno spowolniły. Dopiero w latach 1865-80 wybudowano trzy forty artyleryjskie do ochrony powstających linii kolejowych i przebudowano Fort Wodny.
II wojna światowa spowodowała ogromne zniszczenie miasta, a po jej zakończeniu dłuższy czas nikt nie przejmował się dewastacją budynków twierdzy, przez co ucierpiały nyskie zabytki.
Nyskie elementy fortyfikacyjne uważam za najciekawszą atrakcję tego miasta, jest w nim jednak jeszcze wiele innych ciekawych miejsc, takich jak kościoły, wieże widokowe, które warto odwiedzić, zanim udacie się na pociąg powrotny do Opola. Mam nadzieję, że ta wycieczka będzie dla was ciekawą i przyjemną formą spędzenia czasu.
0 Komentarze